Wichrówkowe opowieści – cz. I “Willa Pajora”

Daleko za wsią, na wzgórzu Honaj stoi willa. Kiedyś samotna – szarpana wichrem z każdej strony, dziś otoczona wianuszkiem domów letniskowych. O pierwszym jej właścicielu, czasach II wojny, bohaterstwie, konspiracji i poświęceniu przeczytacie w  I części rozpoczynających się właśnie Wichrówkowych opowieści.

Krótko cieszył się Bogusław Pajor swoją „Wichrówką”. Od momentu wybudowania willi na Honaju do dnia jego śmierci minęło zaledwie 5 lat. Nie wiadomo, jak i gdzie dowiedział się o Dursztynie. Może ktoś mu o tej wsi opowiedział? A może zawędrował do niej przypadkiem przyciągnięty pięknem przyrody? Niezależnie od wszystkiego w 1935 r. ku zdziwieniu dursztynian na położonym w odległości przeszło 1 km od wioski wzgórzu stanął dom. Piękny, drewniany, 1-piętrowy z przeszkloną werandą, z której o każdej porze dnia rodzina Pajorów mogła podziwiać Tatry. – Pamiętam, że przyjeżdżał tu z żoną, córką i 2 synami – starszym Kazimierzem, młodszą Krystyną i najmłodszym Zbigniewem. Wokół domu rozciągał się piękny ogród. Wszystko w nim było! wspomina tamte czasy mieszkanka Dursztyna Anna Hornik. Sam ogród to widać jeszcze było mało, bo Pajor, jakby chcąc go przedłużyć, nawet drogę ze wsi na Honaj obsadził owocowymi drzewkami.

Wojna

Sielanka letniskowych wypadów do Wichrówki, niestety, nie trwała długo. We wrześniu 1939 r. wybuchła wojna. Gestapo szybko zaczęło interesować się głoszącym antyfaszystowskie hasła Pajorem i na dzień przed planowanym wyjazdem do Dursztyna rzeczywiście po niego przyszło. W Wichrówce była już wtedy dwójka młodych – syn Zbigniew i starsza od niego Antonina Małasińska – narzeczona walczącego na Zachodzie Kazimierza.   Trudne to były czasy. Zapasy pieniędzy szybko się skończyły i, żeby móc się utrzymać, młodzi musieli wyprzedawać meble. W wyniku sytuacji politycznej na Spiszu oboje otrzymali też wtedy obywatelstwo słowackie.

W czasie II wojny światowej w terenach przygranicznych Podhala i Spisza kwitło przemytnictwo. Inna rzecz, że pod przykrywką pospolitych szmuglowników ukrywali się też działacze Polskiego Państwa Podziemnego – które swoje istnienie zapoczątkowało w efekcie klęski września 1939 r., i którego głównym zadaniem było stawianie oporu najeźdźcom. Sprawą zasadniczej wagi stało się więc utrzymanie stałej łączności pomiędzy rządem przebywającym na wychodźstwie (najpierw w Paryżu, a później w Londynie), a organizacjami konspiracyjnymi działającymi na terenie kraju, głównie Służbą Zwycięstwu Polsce (SZP), przekształconą później w Związek Walki Zbrojnej (ZWZ), a następnie w Armię Krajową (AK). Zbudowanie tego systemu łączności było możliwe dzięki państwom neutralnym, a zwłaszcza wykorzystaniu tzw. „wrót węgierskich”. Jednym z kurierów krążących pomiędzy Warszawą a Budapesztem (stamtąd przesyłki szły dalej do Francji) był sądeczanin Zbigniew Ryś ps. „Zbyszek”, a drugim mieszkaniec pobliskich Łapsz Niżnych Józef Stanek, ps. „Józek”, „Lis”. Ani Antonina Małasińska, ani Zbigniew Pajor, udając się jesienią 1939 r. do Wichrówki, nie mieli jeszcze pojęcia, że wkrótce poznają ich obu.

Karczma

Działająca na potrzeby konspiracji trasa przerzutu ludzi i poczty o kryptonimie „Karczma” stanowiła zlepek już istniejących tras po polskiej i słowackiej stronie pododcinka „Teresa”, będącego elementem większej całości zw. „Południem”. Wiozący przesyłkę kurier najpierw z Warszawy musiał dojechać do Waksmundu, a stamtąd (przez Harklową, rzekę Białkę, Krempachy i Dursztyn) do Łapsz Niżnych. Później (już na Słowacji) przedostawał się do Spiskiej Starej Wsi, a potem taksówką przez Kieżmark, Poprad i Dobszynę do Polomy. Tam wysiadał z wiozącego go samochodu i po pokonaniu pieszo ok. 15 km meldował się na stacji Rożniawa, by wsiąść do jadącego do Budapesztu pociągu. Na początku cały ten dystans pokonywał jeden kurier. Od 1941 r. do 1943 r. był nim dobrze znający przygraniczne lasy Zbigniew Ryś. Potem zmieniono nieco sposób przemierzania tej trasy, tworząc dobrze pomyślaną sztafetę kurierską. I tak pierwszy łącznik (tzn. kurier krajowy) dostarczał pocztę z Warszawy do Waksmundu, drugi brał ją stamtąd do Łapsz Niżnych, trzeci kurier (był nim posiadający obywatelstwo słowackie Polak Józef Stanek) przewoził tajne papiery do słowackiej Polomy, a tam czekał już Zbigniew Ryś, by dostarczyć przesyłkę do Budapesztu.

Willa

Niebagatelną rolę w takich przejściach miały punkty działań konspiracyjnych, tj. miejsca, w których następowało przekazanie przesyłek i w których zmęczeni drogą kurierzy mogli odpocząć. Jednym z takich punktów był dom Dominika Stanka w Łapszach Niżnych. Sęk w tym, że trudno było wejść do niego niepostrzeżenie. – Do zabudowań Dominika w Łapszach Niżnych bardzo utrudniało dostęp szczekanie psów z całej wsi. Trzeba więc było obchodzić wieś od południa, z dala od chałup przez ogrody sąsiadów aż do Stankowej stodoły – skarżył się na te niedogodności Zbigniew Ryś. W tej sytuacji niewątpliwie kuszące musiało być usytuowanie należącej do Pajorów Wichrówki, która stała z dala od wioski, a dostać się do niej można było nie tylko przez Czerwoną Skałę, ale i mniej uczęszczaną drogą – tą, którą pokonywali kurierzy, tj. przez lasy Łaz i Huboc, a potem przełęczą Piekiełko. Zbigniew Ryś tak opisywał mijaną willę Pajorów: W czasie każdorazowych przejść nocą obok Wichrówki zachwycałem się jej położeniem i przydatnością w czasie konspiracji – z dala od zabudowań ludzkich i blisko lasu.

Kontakt

Nie wiadomo, czy Zbyszek i Antonina czuli, że są obserwowani, ale któregoś dnia do nawiązania kontaktu rzeczywiście doszło. Są przesłanki ku temu, żeby twierdzić, że młodzi nie wiedzieli początkowo, z kim mają do czynienia i komu otwierają podwoje. Według relacji Józefa Bieńka, autora książki Droga wiodła przez Spisz, Wichrówka już jesienią 1940 r. stała się punktem noclegowym i kontaktowym na trasie „Karczma”. Z kolei Zbigniew Ryś w swoich wspomnieniach wyraźnie pisał, że młodych na służbę Polsce Podziemnej on sam zaprzysiągł dopiero w lutym 1942 r., czyniąc to po wsypie, do której doszło w domu Dominika Stanka. – Początkowo Zbyszek i Nina nie mieli nawet wyobrażenia, jaki cel mamy w przechodzeniu granicy. Sądzili, że jesteśmy zwykłymi przemytnikami – przekonywał. Noszenie przy sobie zapasu nafty lub cukru – chodliwych w tamtym czasie towarów – sprawiało, że w razie zatrzymania czy kontroli kurierzy mogli liczyć na to, że odsuną podejrzenia od właściwego celu ich wyprawy. O tym, jak ważna i niebezpieczna była to misja, najlepiej świadczy inny, przenoszony przez „Zbyszka” „towar” – cyjanek zaszyty w klapie marynarki i pistolet.

Konspiracja

Pełny rozruch Wichrówki – kryptonim „Willa” – nastąpił dopiero jesienią 1941 r. Wcześniej Zbyszek i Antonina mogli (w ich mniemaniu) udzielać noclegu drobnym przemytnikom handlującym w terenach przygranicznych. Po zaprzysiężeniu na wierność Polsce Podziemnej dostali już jednak bardzo sprecyzowane zadania. Do ich obowiązków należało: przyjmowanie kurierów i opieka nad nimi w czasie pobytu na stacji, troska o ich bezpieczeństwo, sygnalizowanie zbliżania się wrogich sił i pomoc w ukryciu zagrożonych gości. Podobno idealną kryjówką w willi Pajorów był pułap strychowy – deskowany na grubym belkowaniu od spodu i z wierzchu. – Zdjęte na jednym odcinku deski górnego pułapu, ułożone następnie luzem i przysypane dla zamaskowania lekką warstwą słomy tworzyły „bunkier”, w którym, leżąc, mogło się pomieścić kilka osób – pisał o walorach konspiracyjnych Wichrówki Józef Bieniek.

Od lewej: Zbigniew Pajor, Antonina "Nina" Małasińska i Józef Stanek "Józek", "Lis"
Od lewej: Zbigniew Pajor, Antonina “Nina” Małasińska i Józef Stanek “Józek”, “Lis”.

Zbyszek i Antonina ps. „Nina” pełnili też  funkcję łączników pomiędzy ich domem a domem Dominika Stanka. „Ninie” przypadło w udziale nawet więcej. Była starsza, wygadana, ładna i miła, więc to ona reprezentowała Wichrówkę na zewnątrz, zwłaszcza, że sympatią i sentymentem darzyli ją słowaccy urzędnicy. I to ona okresowo zastąpiła Józefa Stanka, który zagrożony musiał okresowo zniknąć z trasy pomiędzy Łapszami Niżnymi a Palomą na Słowacji. Jedną z takich przejmujących historii zasłyszanych po latach od samej Antoniny przytoczyła córka dozorcy Wichrówki Anna Hornik: W Wichrówce był w czasie wojny tzw. wywiad. Karabiny w niej mieli i inne takie rzeczy. Któregoś dnia przyszli na kontrolę Niemcy. Ta Małasińska tak ich zagadywała, że mojemu tacie udało się powyrzucać karabiny przez okno, a potem schować je do szopy. Jak tu po wojnie ze szwagierką przyjechała, opowiadała, że gdyby wtedy ich tam drapnęli, wystrzelaliby wszystkich.

Wsypa

Momentem, który wszystkim konspiratorom zmroził krew w żyłach była wpadka u Dominika Stanka. Doszło do niej w wyniku pechowego zbiegu okoliczności. Otóż ok. 23 lutego 1942 r. Zbigniew Ryś dostał rozkaz dotarcia z pocztą z Budapesztu do Łapsz Niżnych i oddania jej kurierom warszawskim – „Markowi” i „Drzazdze”. W domu Stanków obecne były też wtedy 2 siostry żony Dominika – Anna i Stanisława Śliwianki. Pomimo srogiej zimy „Zbyszek” dojechał z Budapesztu do Rożniawy i rozpoczął marsz w stronę Polomy. Tam czekał już na niego samochód. Niestety po ok. 3 godzinach jazdy auto utknęło w zaspach. Pozostałych 6 km do Kacwina musiał więc pokonać pieszo, walcząc ze zmęczeniem, zaspami i 25-stopniowym mrozem. O godz. 2 w nocy zorientował się, że zabłądził i chodzi w kółko. Jakoś jednak dotrwał do świtu, a rano kontynuował marsz. Przed południem był już na miejscu, ale że za dnia nie mógł wejść do Stanków, udał się do Wichrówki. Niedługo po tym, jak się posilił i trochę odpoczął, przybiegła wystraszona Stanisława Śliwianka, informując, że dzień wcześniej do domu Stanków wpadła słowacka żandarmeria. W wyniku nalotu zarekwirowano plecak z tajną pocztą (rozpoznany jako własność Zbyszka Pajora), obu kurierów aresztowano, a dziewczętom zapowiedziano, że na nie przyjdzie kolej później.

Na prośbę Śliwianek „Zbyszek” podjął się następnej nocy karkołomnego zadania doprowadzenia ich z Dursztyna do Waksmundu. Niestety, jedna z sióstr w wyniku tej ryzykownej wyprawy nabawiła się takich odmrożeń, że niedługo potem umarła. A kurierzy? Ci w wyniku nie do końca jasnych okoliczności odzyskali wkrótce wolność. (Stało się to za sprawą interwencji „Niny” u okresnego naczelnika Vojtecha Lostofera, a według innej relacji słowaccy żandarmi sami wypuścili aresztantów).

***

Stacja Wichrówka pracowała na wysokich obrotach do marca 1944 r. Potem, do momentu wybuchu w sierpniu 1944 r. powstania warszawskiego, przyjmowała już kurierów i ludzi idących do Polski sporadycznie. Jesienią, podczas czystek urządzanych na mieszkającej na Spiszu i Podhalu ludności żydowskiej, niesprzyjający faszystom okresny naczelnik Vojtech Lastofer przysłał do Wichrówki kilka ukrywających się przed Niemcami rodzin żydowskich, a „Ninę” i Zbyszka Pajora zamelinował gdzieś na Słowacji. Kiedy w styczniu 1945 r. przez Spisz przechodził front, dom Pajorów Niemcy zamienili na punkt obserwacyjny. Po ich odejściu kwaterował w nim jeszcze sztab radzieckiego generała. A po nim gdzieś do 1952 r. jednostka wojska polskiego prowadząca ochronę i regulację granicy.

A co do dalszych losów synów Bogusława Pajora, to starszy Kazimierz po 6 latach rozłąki wrócił szczęśliwie do Polski i ożenił się z Antoniną. Z ich związku urodziła się córka Jolanta. Młodszy Zbigniew ukończył studia i – tak jak Kazimierz – ożenił się. Żaden z braci nie pożył jednak długo. Najpierw zmarł Kazimierz, a rok po nim, w wieku zaledwie 49 lat, podążył Zbigniew. Wojnę przeżyła też ich siostra Krystyna. Życiem przepłacił ją jedynie Bogusław Pajor, którego aresztowano w listopadzie 1939 r. i rozstrzelano w czerwcu 1940 r. w Palmirach pod Warszawą.

A Wichrówka? Tę zdewastowaną, opuszczoną i wyniszczoną służbą celom wyższym już na początku lat 50. sprzedano.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*


siedemnaście − 1 =