Kazanie o. Włodzimierza Tochmańskiego o charyzmacie Pani ze Skałki

Mijają dokładnie 2 miesiące od pamiętnego spotkania na Skałce. Wspominaliśmy podczas niego postać śp. Mieczysławy Faryniak w 30. rocznicę jej śmierci, o. Wacław Michalczyk świętował 50-lecie swojego kapłaństwa, odbyła się także promocja książki pt. “Skarby Dursztyna”.

Poniżej prezentujemy pełną treść kazania, jakie wygłosił do nas w tym dniu o. Włodzimierz Tochmański OCD.

Czcigodny Ojcze Jubilacie ! Drodzy Ojcowie i Siostry wraz z zaproszonymi Gośćmi! Siostry i Bracia !

Tajemnica powołania leży w sercu Boga, dlatego tajemnicę powołania zna w pełni tylko Bóg” – takie słowa zapisał mający być beatyfikowany Prymas Tysiąclecia, kard. Stefan Wyszyński. To zdanie jest skierowane nie tylko do kapłanów i sióstr zakonnych, ale jest ono również zaproszeniem, by zastanowić się, do czego powołuje nas Pan Bóg i w jaki sposób możemy wypełnić swoje powołanie.

Każdy z nas jako chrześcijanin został powołany we chrzcie św. Usłyszeliśmy to nawet po imieniu. Chrystus nie wszystkich jednak wzywa, aby opuścili wszystko i poszli za Nim. Wielu pozostawia w świecie z obowiązkiem pracy dla Królestwa niebieskiego, ale bez porzucania dzieci, rodziców, biurka urzędniczego lub dóbr doczesnych. Zbawiciel nie odwołuje centuriona z armii i od dowodzenia, ani Nikodema i Józefa z ich stanowisk w Sanhedrynie, ani „ludu”, który przychodzi go słuchać od zajęć zawodowych. Odsyła paralityka do rodziny, tak samo i niewiastę cudzołożną: Samarytankę. Św. Paweł i inni apostołowie nie odwoływali ludzi od ich zajęć i zawodów. Podobnie postępował św. Jan Chrzciciel, kiedy po chrzcie odsyła celników i żołnierzy do ich zawodu, żądając od nich tylko większej uczciwości. Podobnie postępuje Bóg i obecnie, powołując ludzi świeckich do służby w świecie dla Królestwa Bożego, na sposób właściwy powołaniu ludzi świeckich. I na tej sobie właściwej drodze mogą osiągnąć świętość (por. DA 4). Jest to droga odpowiedzialności za świat i skierowania go ku Chrystusowi. Chrześcijanin ma trudzić się nad przygotowaniem świata ku jego przyszłej i odnowionej postaci, ku zapowiedzianej „nowej ziemi”.

Ludzie świeccy na mocy swego świeckiego i zarazem chrześcijańskiego powołania mają kontynuować dzieło Chrystusowego Wcielenia i wprowadzać coraz głębiej w świat łaskę Chrystusową od wewnątrz struktur świata, tj. mąkę tego świata wszystkie struktury, instytucje przemielić zaczynem miłości w sercu. To jest duchowość inkarnacyjna świeckich – Incarnatio czyli Wcielenie. Jest to własna funkcja ludzi świeckich, i to tak dalece, że żaden kapłan ani zakonnik nie może ich w tym zastąpić. Dlatego też zaangażowanie się świeckich w budowę Królestwa Bożego pełni nie tylko rolę pomocniczą i uzupełniającą w stosunku do pracy duchownych. Jest to rola zasadnicza, o prawdziwie ewangelicznej odpowiedzialności. Przypomniał to Sobór Watykański II i św. Jan Paweł II.

Przyjmując Jezusa, którego Bóg posłał do ciebie, sam możesz stać się posłanym do innych. Jeśli przyjmiesz miłość Jezusa, jeśli jej doświadczysz, nie będziesz w stanie siedzieć bezczynnie, ale będziesz jak Jezus posłany do tych, „którzy źle się mają”, którzy jak ty, przed przyjęciem Bożej, są zagubieni i znękani na duchu, jak owce niemające pasterza.

Taką piękną postacią i wzorem człowieka świeckiego jest w Waszej Parafii kandydatka na ołtarze śp. Mieczysława Faryniak. W lecie ub. r. zapoznałem się z tekstem jej autobiografii zapisanym w 4 zeszytach w maszynopisie pt. „Tchnienie Ducha Świętego”, liczącym 391 stron oraz z dołączonym zestawem 16 wierszy, które opisują piękno Tatr. Autorka żyła w latach 1903-1990, a zapis jej autobiografii doprowadzony jest do października 1974 r. Czy to, co zostało napisane, jest prawdą ? Wydaje się, że tak. Autorka sama pokornie przyznaje: „Gdyby chodziło o jakieś wspomnienia tylko, nie mogłabym pisać. Ale działanie Ducha Świętego we mnie, zwłaszcza na tle cierpienia i sumienia, chyba dokładnie jest wyryte. Modlę się, by nie pisać nic niepotrzebnego, a tylko to, co należy, w moim stylu, przez który zawsze przewija się obok cierpienia jakaś radość, jakieś wyjście z tych, zdawałoby się nieprawdopodobnych przeżyć, bo DUCH Święty jest przecież Pocieszycielem, i ani razu nie zostawił mego cierpienia bez wyjścia. To wewnętrzne odczucie Jego nade mną czujności do głębi mnie wzrusza. To chcę oddać w tym co piszę, ale przede wszystkim muszę wyznać, że naprawdę jestem marnym narzędziem, skoro DUCH Święty mną się posługuje (…)”.

Dlaczego tytuł „Tchnienie Ducha Świętego” ? „<Tchnienie> czyli historia Skałki” lub „historia działania Ducha Świętego na Skałce” – tak zapisze pani Mieczysława. Tchnienie rozumie jako żywotną ideę, włożoną w jej duszę, by w Duchu Świętym odradzali się kapłani, bo kocha ich najbardziej ze wszystkich warstw społecznych. Tchnienie rozumie też jako bogactwo łask, szczególnie powołania kapłańskiego i zakonnego dla tych, którzy nawiedzali kaplicę na Skałce lub za których się modliła.

Była bardzo wrażliwa na piękno przyrody, zwłaszcza gór. Urodziłam się z zamiłowaniem Piękna i pędem do Ideału. Te dwa dary wlał Duch Najświętszy do mojej duszy w chwili tchnienia jej w moje ciało”– tak samą siebie charakteryzowała Mieczysława. Znaleziona w starym modlitewniku swej babci ówczesna Sekwencja do Ducha Świętego zachwyciły Mieczysławę i uświadomiły jej, że nie musi szukać Boga wśród obcych religii i filozofii, bo rodzice wychowali ją w wierze katolickiej. Odkryła, że jest Pocieszyciel i w smutku ochłodzi. Szczególnym uczuciem obdarzyła zatem Trzecią Osobę Boską, Ducha Świętego.

Rzeczywiście po przyjeździe do Dursztyna na polskim Spiszu widoki gór Tatr, Gorc, Pienin i z Zachodu pasma Babiej Góry prawdziwie ją urzekły: „czułam się jak biedny człowiek, który nagle odkrył skarby. Jest nimi oszołomiony, nie wie które wybrać, a jest ich tyle, ze razem ich nie uniesie”. Kiedy na własne oczy ujrzała piękno tego zakątka, postanowiła już w nim pozostać.

Autorka wspomnień znosi mężnie i heroicznie liczne swoje choroby: kilka zapaleń płuc, zapalenie opłucnej, uszkodzoną jamę brzuszną wskutek przejechania przez rower, kataraktę oka, miażdżycę aorty, ataki wątroby, bóle, niedożywienie, dolegliwości i osłabienie serca z powodu ciężkiej pracy, wyczerpania i zmęczenia, bóle ręki w łokciu, przewlekły ból w plecach, bezsenność, zaniki pamięci oraz inne słabości. Często podupadała na zdrowiu. Dodaje zaraz: „trwałam jednak mężnie, zasilana łaską Bożą”, czy „przyjmowałam te wszystkie cierpienia w duchu pokuty za wykroczenia moje przeciw czwartemu przykazaniu”. Wylicza te swoje choroby, jak św. Paweł wyliczał znoszone upokorzenia, by pokazać, że „takiego właśnie narzędzia i to jeszcze z wadami wewnętrznymi używa Duch Najświętszy do swoich zamiarów”.

Pani ze Skałki wielokrotnie w swoim dzienniku zapisuje własne modlitwy do Ducha Świętego, który swego czasu – jak zanotowała – podarował jej „iskrę miłości”, który dał moc do znoszenia cierpienia i ukochania nieprzyjaciela. „Duch Święty i mnie swej mocy udzielił” – zapisała, gdy musiała szybko ułożyć jakieś wierszyki na powitanie biskupa Jopa przy bierzmowaniu. A gdy wszystkim się to spodobało, podsumowała: „nie wiedzieli, że mnie biedną Najświętszy Pocieszyciel nie opuścił i pozwolił, bym miłość do Niego sercem swym wypowiedziała”. Postanawia zbudować kaplicę Ducha Świętego na Skałce, „by tutaj odradzali się kapłani i dusze w Duchu Świętym do nowego, nadziemskiego życia, by piękno wszędzie tu widoczne podnosiło dusze do Piękna wiecznego”. Modliła się bardzo i pościła, aby każdy, kto przestąpi jej próg tutejszej kaplicy, otrzymał Boże błogosławieństwo. Płacze z radości i wyczerpania. Jako „pustelniczka” przyjmuje potem w odwiedziny różne osoby, grupy harcerzy, młodzieży, kolonie, wczasowiczów, ukazując im piękno dzieło Bożego stworzenia, przez rozmowę a także poprzez swoje wiersze. Przez tutejszą Skałkę przewijało się wielu ludzi. Jest dla wszystkich życzliwa i gościnna. Z niektórymi zaprzyjaźnia się bardziej. Wysłuchuje i pociesza.

Również mocno przemawiające są opinie o niej od świadków jej życia, np. kard. Karola Wojtyły – św. Jana Pawła II. Wyjątkowo potwierdza to swoim autorytetem w liście do niej pisanym 22 czerwca 1976 roku, metropolita krakowski: „Czcigodna i Droga Pani! Pragnę – po swojej wizycie kanonicznej w Dursztynie – napisać do Pani kilka słów z podziękowaniem za wszystko to, co Pani uczyniła i nadal czyni dla tamtejszego Ludu, zwłaszcza dla młodzieży. Znając pracę apostolską na tych terenach – w czasach gdy jeszcze nie było tam ani kapłana ani sióstr – muszę z wielkim uznaniem podkreślić niezmordowaną, ofiarną pracę Pani, która tak wspaniale owocuje w powołaniach kapłańskich i zakonnych, a także w życiu na co dzień w tej miejscowości. Miłość Boga, a szczególnie nabożeństwo do Duch Świętego i Niepokalanej, które Pani nie tylko sama praktykowała – z narażeniem własnego życia ratując w czasie okupacji trzy osoby – ale które Pani szerzyła wśród  wiernych, same mówią za siebie. Wiem, że moje podziękowanie jest nieproporcjonalne do tego, co Pani uczyniła dla Boga, Kościoła i Ojczyzny swą apostolską pracą w Dursztynie i okolicy, ale i to wiem, że Bóg wynagrodzi to Pani hojnie już tu na ziemi swą łaską i błogosławieństwem, a w wieczności chwałą i szczęściem. Życzę Pani radości z osiągnięć  apostolskich i polecam opiece Niepokalanej”.

Pełne treści są również inne krótkie jego listy. Metropolita odpowiadał na Jej listy także jako Wikariusz Chrystusa, posługując się swoimi pomocnikami, asesorami. Jest ich cztery. W listopadzie 1978 roku, tuż po swoim wyborze na papieża, napisał: „Jego Świątobliwość Jan Paweł II serdecznie wdzięczny za życzenia z okazji powołania Go na Stolicę Piotrową i za dołączony dar, znak życzliwości i ofiarności, odwzajemnia wyrażone w ten sposób uczucia, udzielając z ojcowską miłością Błogosławieństwa Apostolskiego i prosi o pamięć w modlitwie, aby mógł dobrze służyć Kościołowi Powszechnemu”. 

Ponadto zainteresowanie budzą: prace naukowe, książki i artykuły, wydane w druku lub opublikowane w Internecie, zwłaszcza teologów i osób konsekrowanych; jest także film już kilkakrotnie emitowany w telewizji polskiej. Istnieją liczne przejawy kultu po jej śmierci, powinny być w pełni zebrane i dane do rozeznania przedprocesowego.

Sława świętości pojawiła się już za jej życia, która od chwili jej śmierci nieustannie się rozwija i utrwala”. Przejawem tych opinii są słowa np. Michała Gabrysia, dawnego kierownika szkoły w Dursztynie, który nad grobem Mieczysławy przemówił z wielką żarliwością i nazwał ją Matką, która przez 50 lat była zatroskana o mieszkających tutaj ludzi. Na koniec wołał: Ludzie! zaufajmy, że ona będzie w niebie! Bo jeżeli ona nie będzie w niebie, to my wszyscy i ty, ojcze – tu zwrócił się głównego celebransa, franciszkanina – nie dostaniemy się tam”. Również interesujące opinie przekazuje Marcin Jakimowicz w artykule w „Gościu Niedzielnym” w 2008 r. w artykule pt.„Pani zapaliła Skałę”: „Prorok Eliasz sprowadził z nieba ogień. A kilkadziesiąt lat temu siwiuteńka, niepozorna staruszka szturmowała niebo, by na doliny Spisza Bóg wylał deszcz łask. Od czasu, gdy pojawiła się w Dursztynie, zaczęły się tu dziać same „przypadkowe” rzeczy. Młodzi, którymi się zajmowała, zaczęli wstępować do zakonów, swą oazę znalazł tu ksiądz Blachnicki, częstym gościem w pustelni był kardynał Wojtyła. To tu wystartowały pierwsze w Polsce spotkania muzyków chrześcijan, a artyści różnych wyznań zgodnie padali na kolana. Kim była „Pani ze Skałki”, której Antonina Krzysztoń dedykuje swe piosenki? Dlaczego osiadła miedzy postrzępionymi szczytami Tatr, stokami Pienin i zielonych Gorców? I dlaczego ludzie tak bardzo ją kochali?”

(…) „Pakowała je [chleboszki – przypis WT] do plecaka i ruszała pieszo, by roznieść je do najuboższych. Była niezmordowana, docierała nawet pod Niedzicę! Nic dziwnego, że ludzie całowali ją po rękach! Zaglądała nawet do tych, których wszyscy omijali szerokim łukiem. — Była tu schorowana wdowa — wspomina Weronika Łętowska. — Miała okropnie ropiejące nogi. Jedyną osobą, która do niej zachodziła, była Pani ze Skałki. Sprzątała, zmieniała cuchnące opatrunki. Raz zabrała mnie z sobą. Pamiętam, jak ta chora kobieta była wzruszona, że ktoś ją odwiedza! To była nasza Matka Teresa — opowiadają dursztynianie” i „ze wzruszeniem wspominają; że umorusane, zapracowane od świtu do zmierzchu dzieci nazywała „aniołkami”. Dziś te aniołki mają koło siedemdziesiątki, ale wciąż z wypiekami na twarzy opowiadają: Z nieba lał się żar. Grabiłyśmy siano. Nie było czym oddychać. Nagle, ze stoku zeszła Pani. Podała nam dzbanek wody i powiedziała: Pijcie!”.

Ks. prof. Stanisław Urbański w artykule Faryniak Mieczysława, w: Leksykonie mistyki Petera Dinzelbachera (Verbinum Wydawnictwo Księży Werbistów) zapisał: „Przeżywała zjednoczenie mistyczne pod natchnieniem Ducha Świętego: uwielbienie Trze­ciej Osoby Trójcy Przenajświętszej, nabożeństwo do Ducha Świętego. Doświadczała porywów du­cha (ekstaza) i radosnych rozrzewnień (dar łez). Przeżywała przeważnie cierpienia duchowo-moralne: opuszczenie przez ludzi. Kontem­placja Boga w przyrodzie (mistyka francisz­kańska, mistyka przyrody). Jej duchowość była kształ­towana mistyką franciszkańską, św. Francisz­ka Salezego, mistyką devotio moderna (Tomasz ȧ Kempis) i mistyką karmelitańską. Czytała pisma Kolumbana Marmiona i Dzienniczek siostry Faustyny. Jest przedstawicielką mistyki przeżyciowej”.

Co powinniśmy zrobić z tą piękną postacią, która przypomina nam nasze powołanie i odpowiedzialność za nie ?

Powinien rozpocząć się jej kościelny proces, zostać naznaczony i mianowany przez władzę kościelną konkretny fachowo przygotowany promotor sprawy p. Mieczysławy, który będzie punktem odniesienia dla wszelkich faktów i opinii o kandydatce na ołtarze. Najlepiej z Zakonu OO. Franciszkanów Reformatów, z którym miała duchowy najdłuższy kontakt. We współpracy na pewno z siostrami niepokalankami i innymi zainteresowanymi sprawą.

Mieczysława w przyszłości mogłaby być zatem patronką wiernych świeckich, nauczycieli i wychowawców, opiekunów dzieci i młodzieży, organizatorów domów rekolekcyjnych, nauczycielką kontemplacji Boga ukazującego się w pięknie przyrody, cierpliwego poddawania się pod wolę Bożą, patronką apostołów przez modlitwę, cierpienie, pokutę, czy świadectwo ukrytego życia świeckiego, patronką pomocników Kościoła, apostołką powołań, patronką Ruchu Światło-Życie, patronką mieszkańców Spisza i Podhala, Franciszkańskiego Zakonu Świeckich, powstałego później ruchu trzeźwościowego na Podhalu, wreszcie „trzecią świętą rodzinnych Kęt”.

Po przeczytaniu całości dziennika polskiej pustelnicy ze Spisza, przypominam sobie moją niedawną posługę proboszcza w niedalekiej karmelitańskiej parafii pw. Matki Bożej Częstochowskiej w Kluszkowcach w tym samym dekanacie w latach 2008-2011. Tam zapoznałem się z pięknym opisem odpustów na Podhalu i Spiszu, jak się okazało wyjętym z tekstów naszej Mieczysławy.

Przez lata jako delegat prowincjała krakowskiej prowincji Zakonu Karmelitów Bosych ds. Świeckiego Zakonu Karmelitów Bosych i Laikatu Karmelitańskiego firmowałem starania, a potem przyglądałem się początkom zbierania danych o świątobliwej Służebnicy Bożej Kunegundzie Siwiec ze Stryszawy Siwcówki k. Suchej Beskidzkiej i samemu już ukończonemu procesowi na szczeblu diecezjalnym. Kundusia i Mieczysława to bardzo piękne i wybitnie duchowe postacie Ludu Bożego Archidiecezji Krakowskiej XX w., które, jak ufam, Kościół wyniesie do chwały ołtarzy.

Pan Jezus zaprasza nas, ciebie i mnie, abyśmy dzisiaj w czasie tej Eucharystii oddali Mu wszystkie swoje słabości, niemożności, lęki, ograniczenia i grzechy, abyśmy pozwolili Mu mocą Jego męki i zmartwychwstania umocnić nas, napełnić Jego miłością i posłać do tych, którzy są zagubieni. A jest ich tak wielu. Może nawet w twoim rodzinnym domu, wśród znajomych i przyjaciół są ci, którzy już nie mają siły i nie kto inny, ale ty posłany przez Jezusa wypełniony Jego miłością możesz im wskazać drogę, zaprowadzić do Jezusa i sprawić, że zło straci nad nimi panowanie. Taką władzę, daje nam dzisiaj Pan Jezus. Ta władza jest jednocześnie wezwaniem do służby. Służby miłości, która nie oczekuje niczego w zamian, a jedyną zapłatą jest świadomość, że prawdziwym szczęściem jest kochać i być kochanym.

Bóg posyła wcale niedoskonałe osoby do dzielenia się wiarą. Posyła swoich uczniów bez wyjątku, na początku ich dojrzewania wiary, zaledwie po kilku miesiącach bycia z Mistrzem z Nazaretu. Także i nas posyła. Parafrazując Franciszka z Asyżu: „Wszyscy jesteśmy powołani do głoszenia Ewangelii, a tylko czasem słowem”. Zacznijmy od dziś. Tam gdzie jesteśmy. Od życia choć trochę bardziej ewangelicznego. Bardziej otwartego na działanie Ducha Świętego. Jak Mieczysława.

A Tobie drogi Ojcze Jubilacie dziękujemy za tyle lat pięknego ewangelicznego życia i posługi apostolskiej. Oby wydały piękny trwały owoc. Wszelkiego dobra ! Ad multos annos!

Dursztyn 14 czerwca 2020

o. Włodzimierz Tochmański OCD

Facebook Comments

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*


trzy × cztery =

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.