O’Neillowie i jurta mongolska

– Na początku do pomysłu wybudowania jurty byłam mega sceptycznie nastawiona. A dziś nie wyobrażam sobie, żeby jej nie mieć – przekonuje Asia O`Neill – świeżo upieczona mieszkanka Dursztyna.

Oryginalna mongolska jurta stoi w Dursztynie już równo rok. Zwrócona drzwiami na południe – w stronę Tatr i słońca. Jej średnica to 6,8 m, powierzchnia 36 m kw., jedną z powłok stanowi wełna jaka, a wierzch pokrywa płótno z rosyjskiej armii. Latem wnętrze jest przyjemnie chłodne, a zimą środek łatwo ogrzać – energią elektryczną lub przy pomocy piecyka zwanego kozą. – W Mongolii jurty budowane są bezpośrednio na gołej ziemi – tłumaczą Asia i Rik O`Neillowie, właściciele jurty i od niedawna mieszkańcy Dursztyna. – My, przez wzgląd na krzywiznę terenu i polski klimat, musieliśmy odizolować ją nieco od gruntu. Dołożyliśmy też od siebie 2 okna.

Powrót do źródeł

Kiedy w 2016 r. mieszkający w Anglii Joanna i Rik O`Neillowie zdecydowali się kupić dom w Polsce, wiele rzeczy zaczęło się układać, spełniło się też kilka marzeń. Najpierw jej o powrocie do polskich korzeni. I o tym, żeby zamieszkać kiedyś w górach. Potem jego o naturalnym stylu życia, z dala od zgiełku miasta i męczących już spraw zawodowych. Nie bez znaczenia był też fakt, że dom, na który przypadkiem natrafili, stał w  Dursztynie, w bezpośrednim sąsiedztwie Wichrówki – willi wybudowanej w 1935 r. przez Bogusława Pajora – zamordowanego przez hitlerowców pradziadka Asi. – To było niesamowite! W Wichrówce byłam  tylko 1 raz z moją mamą, tuż po maturze, w ramach takiej podróży sentymentalnej śladami mieszkającej tu przez całą wojnę Antoniny Małasińskiej-Pajor – kurierki na trasie Warszawa-Budapeszt i mojej babci. A teraz ktoś wystawił na sprzedaż dom obok.

Jak wspomina, gdy tylko Rik dowiedział się, co to za miejsce i jakie ma ono dla niej znaczenie, bez wahania postanowił, że muszą dom kupić. – Nie było innej opcji. Poczułem, że to ciąg dalszy tej jej rodzinnej historii – tłumaczy mąż Asi.

Marzenie

Wraz z przeprowadzką do Dursztyna wróciła Rikowi od dawna odkładana myśl. O tym, żeby mieć kiedyś jurtę na własność. – Naszło mnie to już 25 lat temu, kiedy mieszkałem w Nowej Zelandii.  Mój kolega miał tam taką, a ja uznałem, że fajnie byłoby mieć podobną, np. na mały hotel – tłumaczy. Od idei do realizacji minęło jednak dużo czasu. Bo i spraw było dużo na głowie, i praca zawodowa nie puszczała. – Jeszcze, gdy mieszkaliśmy w Anglii, Rik mówił mi, że powinniśmy zamieszkać w jurcie. Bo to takie naturalne, oszczędne i relaksujące. Ale wcale się do tego pomysłu nie zapalałam. Zwłaszcza z kilkuletnim Janem i w tej mokrej, zimnej Anglii  – wyjaśnia ze śmiechem Joanna. Dopiero, gdy zdecydowali się zamieszkać w Polsce, sprawa nabrała przyspieszenia i rumieńców. A wszystko za sprawą Filipa, brata Asi, który za żonę ma Chinkę i w Mongolii był już kilka razy. – I on, i moja mama zdecydowali, że skoro mamy tutaj tyle przestrzeni, koniecznie musimy coś koło domu postawić. Namioty sferyczne lub właśnie jurtę – relacjonuje Joanna. A że drążyli, drążyli i wydrążyli, świeżo po przeprowadzce do Polski O`Neillowie złożyli w Mongolii zamówienie. Konstrukcja przyjechała do Belgii. A stamtąd odebrali ją sobie sami.

Nomadzi

W kwietniu 2018 r. ostro ruszyli z budową. Najpierw trzeba było zniwelować krzywiznę terenu, potem zamontować betonowe bloczki jako fundamenty, aż wreszcie położyć drewniany podest. – W sumie to wszystkie prace zajęły nam ok. 2 miesięcy. Zwłaszcza że, jak prawdziwi nomadzi, budowaliśmy jurtę sami – zaznaczają. Wielką pomocą służył im miejscowy rolnik, Stanisław Rabiański. To on nauczył Rika poziomować, wyznaczać i kłaść fundamenty. Bez niego – jak podkreślają – na pewno nie daliby rady.  A kiedy stała już drewniana platforma, przyszedł czas na kolejne elementy. Najpierw drzwi i kraty ścienne, potem krokwie dachowe ze sprężystych drewnianych prętów, a na koniec 4 warstwy chroniącego wnętrze poszycia. – W Mongolii w centrum, pod otworem w kopule znajduje się ogień, który przez całą dobę ktoś musi podtrzymywać. Na północnej ścianie jest miejsce dla domowych bożków. Po lewej stronie od wejścia – męska, a po prawej – żeńska część jurty. Wiemy też, że nie powinno się niczego przekładać pomiędzy głównymi tyczkami – wyliczają. Dla nich nie jest to jednak istotne. Liczy się możliwość pomieszkiwania w jurcie. Bo to wielka frajda i relaks!

Ekomuzeum

Zainteresowanie wybudowaną przez O`Neillów jurtą mongolską już jest. Rok 2018 zamknął się im kilkoma wynajmami, głównie przez turystów z zagranicy. Na nowy sezon też spływają już zamówienia. Nie dalej jak 15 marca zrobili jeszcze jeden krok – dołączyli do nowo utworzonego Ekomuzeum “Dziedziny Dunajca” – najnowszego projektu sieciującego oferty turystyczne gmin Czorsztyn, Łapsze Niżne, Nowy Targ i Czerwonego Klasztoru na Słowacji. Niewykluczone też, że już niedługo zaczną organizować przy jurcie warsztaty. Jakie? Czas pokaże! Pomysłów na pewno nie braknie, zwłaszcza że wnętrze jurty skrywa przedmioty przywiezione przez nich z różnych egzotycznych podróży.

Jak podkreślają Asia i Rik O`Neillowie, ludzie w ich nomadzkim namiocie szukają głównie spokoju, ciszy i powrotu do naturalnego rytmu życia, z dala od zatłoczonego Zakopanego czy pełnej turystów Białki Tatrzańskiej. – Dursztyn ma piękne okolice i piękne widoki. Niedaleko od naszego domu jest też tradycyjna, niezmieniona od lat bacówka z pysznymi serami i żętycą. A baca Jędrek chętnie przyjmuje nas i naszych gości, zawsze, gdy tylko do niego zajdziemy.

Dodatkową atrakcją, którą też wprowadzili, jest fińska beczka, ogrzewana piecem na drewno, w której można siedzieć i spoglądać prosto na Tatry.

Tekst: Krystyna Waniczek, zdjęcia: z archiwum O’Neillów.

Artykuł ukazał się w nr 17 (2019) “Tygodnika Podhalańskiego”

 

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*


8 + 5 =