Plan był taki jak przed rokiem. Wejść do myśliwskiej ambonki, odczekać swoje, a potem ustrzelić owieczki. Cóż z tego, kiedy misternie szlag go trafił 🙁
A wszystko zaczęło się od rozkminy, kiedy nasz baca Andrzej Zubek z Ratułowa wybierze się z owcami z powrotem. Pierwszy alarm, że już po ptokach przed kilkoma dniami podniósł Franek Pacyga z Krempach (zobaczył przeganiane koło kościoła owce). Uspokoiłam, że to jeszcze nie teraz, bo ten niby juhas z jego zdjęć szedł po cywilnemu, a nie w góralskich portkach, jak nasi. Dla pewności wybrałam się jednak w sobotę na Jurgowskie. I co? I owce były u siebie 🙂
W niedzielę podczas przejażdżki rowerowej do Łapsz Niżnych wpakowałam się niechcący w całe stado. Kto zna mnie choć trochę wie, że psów (zwłaszcza dużych) boję się jak diabeł wody święconej. Spotkany baca zapewnił mnie, że stado pogna w przyszłą niedzielę. Dałam cynk Frankowi z Krempach i wszystko było (niby!) gotowe.
Nie dalej jak we wtorek “wróble zaćwierkały”, że redyk pójdzie wcześniej, bo w czwartek. Trochę kicha, bo od godz. 9.00 powinnam już być w Nowym Targu, czasu więc naprawdę było mało. Według doniesień redyk miał jednak już o godz. 7.30 wysypać się na pola za Piekiełkiem. Szybka decyzja: ryzykuję! Najwyżej nic z tego nie będzie!
O 7.10 rano wygrzebałam rower z garażu, założyłam wysokie gumiaczki, sprawdziłam baterię i kartę w aparacie… i w drogę! Zimno, mgliście, świata nie widać, choć czuć było, że później zrobi się pięknie. Obrałam za cel znaną mi już wcześniej ambonkę, wlazłam do góry i czekam… na słońce i moje owce 🙂
Dopiero o 7.45 zrobił się rumor pod lasem. Rozdzwoniły się dzwonki, rozszczekały się pieski… a owiec nigdzie nie widać! Siedzę, oczy wypatruję, rozglądam się dookoła i… nic! Gęsta jak śmietana mgła przesłoniła dosłownie wszystko!! Wreszcie mignęły mi w dali kontury owiec. I, o zgrozo! szły nie na mnie, lecz bokiem!
Cóż było robić, zlazłam z góry i spietrana jak rzadko kiedy, zbliżyłam się w stronę dobiegających z tej mgły odgłosów. – Spóźniła się pani – krzyknął na mój widok jeden z juhasów! – To wy się spóźniliście! – odkrzyknęłam zuchwale. – Czyham już na was dobrych 20 minut, a wy poszliście jakoś inaczej!
I nawet przy najszczerszych moich chęciach nie było co i jak fotografować (aparat nie ostrzył mi wcale na owce!!) Ustrzeliłam rozmownego juhasa i 2 kręcące się obok niego owczarki i zła jak cholera, pognałam do domu, licząc na to, że może choć Frankowi w Krempachach pójdzie lepiej.
I wiecie, że jemu też nie do końca się udało?!! Czekał, czekał i chyba przeczekał, bo bacę, juhasów i owce sfotografował od tyłu 🙂
No cóż, za rok inaczej to zorganizujemy 😉 😉
Zdjęcia: Franciszek Pacyga
A tu dowód, że po całodniowym dreptaniu stado dotarło na miejsce 🙂
https://web.facebook.com/halina.luberda.9/videos/1451322571650071/
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!