Wiara rodzi się z tego, co się słyszy (Rz 10,17). Ale też z tego, co się widzi. Bóg pozwolił się widzieć, patrzeć na siebie, ukradkiem podpatrywać.
Stary Testament znał tylko Jego plecy owiane obłokiem i słupem ognia, znał także Jego głos. Nowy Testament zna już Jego twarz, posturę, oczy i kolor włosów. Zna Jego chód i śmiech, także płacz i zdenerwowanie, smutek i lęki, zna barwę i tembr głosu. Boga więc nie tylko się słucha, Boga też się ogląda. Na Boga się patrzy. Czy na Mękę Jezusa Chrystusa można patrzeć w kluczu miłosnego zjednoczenia dwóch osób? Czy można ją czytać jak Pieśń nad Pieśniami? Papież Benedykt uważa, że można. A nawet powinno się.
Cała dzisiejsza Liturgia Słowa poprzeplatana jest jakimś rodzajem patrzenia. Osłupienie na widok oszpeconego oblicza Jezusa, bo człowiek ujrzał to, czego mu nigdy nie opowiadano, rodzi wręcz wstręt. Nie miał On wdzięku ani blasku, aby chciano na Niego popatrzeć, ani wyglądu, by się podobał. Wzgardzony i odepchnięty przez ludzi, mąż boleści oswojony z cierpieniem, jak ktoś przed kim się twarz zakrywa. Gdy Go jednak ujrzeli natychmiast zawołali: ukrzyżuj. A kiedy zobaczyli, że już umarł, nie łamali mu nóg, lecz przebili serce. Zaświadczył to ten, który widział, a świadectwo jego jest prawdziwe.
Potwierdzeniem tej prawdy są także dawne proroctwa. Będą patrzeć na Tego, którego przebili. To wypełnia się dzisiaj. Choć padło bardzo wiele słów oddających ten widok, to zdecydowanie chłoną to bardziej nasze oczy niż uszy. Patrzymy na Ukrzyżowanego i Jego wyszydzenie. Widzimy Jego dumę w jednym i drugim. Spod opuchniętych powiek wydobywa się niewiarygodne spojrzenie Pana. Na Piotra miotającego się na dziedzińcu. Na Maryję i Jana stojących przy krzyżu. Na zupełnie niewidocznego Ojca. Dla Papieża Benedykta, to spojrzenie Jezusa jest pełnią miłości. Z jednej strony agape, czyli skoncentrowane na dobru drugiego, a z drugiej strony eros, czyli potężne pragnienie posiadania tego, czego jeszcze brakuje i pragnienie zjednoczenia z umiłowanym. Miłość, jaką miłuje nas Bóg, to niewątpliwie agape. Ale miłość Boga to także eros. Bóg czeka na «tak» swych stworzeń niczym młody oblubieniec na «tak» swej oblubienicy. I najpełniej oraz najpiękniej objawia to swoje oczekiwanie na Krzyżu. – Czyż istnieje bardziej «szalony eros» – pyta Benedykt, od tego, który sprawił, że Syn Boży zjednoczył się z nami tak dalece, iż wziął na siebie następstwa naszych zbrodni i za nie cierpiał?
Cała więc Golgota to wyrazista interpretacja miłosnych scen z Księgi Pieśń nad Pieśniami. Oblubienica rozpoznaje siebie, czyli zobaczyła siebie w Oblubieńcu. Jakiż to jest ten twój miły z najmilszych – pytają ją ludzie? Miły mój śnieżnobiały i rumiany, znakomity spośród tysięcy. Głowa jego – najczystsze złoto, kędziory jego włosów jak gałązki palm, czarne jak kruk. Oczy jego jak gołębice nad strumieniami wód. Zęby jego wymyte w mleku spoczywają w swej oprawie. Jego policzki jak balsamiczne grzędy, dające wzrost wonnym ziołom. Jak lilie wargi jego, kapiące mirrą najprzedniejszą. Ręce jego jak walce ze złota, wysadzane drogimi kamieniami. Tors jego – rzeźba z kości słoniowej, pokryta szafirami. Jego nogi – kolumny z białego marmuru, wsparte na szczerozłotych podstawach. Postać jego wyniosła jak Liban, wysmukła jak cedry. Usta jego przesłodkie i cały jest pełen powabu. Taki jest miły mój, taki jest mój przyjaciel (Pnp 5,9-16).
Trzeba niezwykłej odwagi, by tak patrzeć na Ukrzyżowanego Chrystusa! By w Jego Krzyżu zobaczyć łoże z zieleni, na którym poślubił nas sobie (Pnp 1,16)! Papież Benedykt nie boi się takiego Wielkiego Piątku. Zobaczmy dziś to zaproszenie do odwagi. I złóżmy Chrystusowi miłosny pocałunek.
***
Wiara rodzi się nie tylko z tego, co się słyszy, ale też z tego, co się widzi. Co więc chce zobaczyć dzisiaj nasza wiara?
Myślę, że nasza wiara potrzebuje dziś zobaczyć początek biblijnej Pieśni nad Pieśniami. Ta najważniejsza noc w roku rozpoczyna się tamten niezwykły zapis miłości, w której jest jednocześnie agape i eros. Warto spojrzeć na ten początek, jak on wygląda i co go charakteryzuje. Jego pierwszy werset może wydawać się niegramatyczny i zawiły. Niech mnie ucałuje pocałunkami swych ust! Bo piersi Twe są lepsze od wina (Pnp 1,2-3).
Dziwna prośba oblubienicy, która najpierw używa trzeciej osoby, a następnie zwraca się bezpośrednio do Oblubieńca. Jakieś dwie rzeczywistości spotykają się i przenikają w tym wyznaniu. Jest jakiś On i niemal natychmiast pojawiasz się Ty. Jest jakiś On, którego pocałunku pragnę, bo tu jesteś już Ty. Zgodność egzegezy jest w tym przypadku bardzo jednoznaczna. To jedyne miejsce w całej księdze, w którym oblubienica się modli. Ma już przed sobą swego Oblubieńca, widzi Jego kształt i ciało, patrzy na jego klatkę piersiową…i najpierw się modli.
Ten On to zatem sam Bóg, którego pocałunku potrzebuje i pragnie. A ten Oblubieniec leżący już przed nią, to Boży Syn. Oblubienicą jest natomiast nasza dusza. Ona wie, że zanim wejdzie w bardzo ścisły i intymny związek z Oblubieńcem, musi zostać pocałowana przez Ojca. I to nie byle jak, ale pocałowana pocałunkiem! W języku biblijnym takie powtórzenia oznaczają najwyższy stopień danej czynności. Kiedy Izraelita słyszy o pocałunku pocałunkiem to doskonale rozumie o jaki stopień zjednoczenia z Bogiem chodzi. Wie, że jest taki jeden pocałunek pocałunkiem w dziejach. Doświadczył go Mojżesz. Historia jego życia kończy się na Górze Nebo, skąd jedynie patrzy na ziemię obiecaną, bo niestety nie będzie mógł do niej wejść. Po tym spojrzeniu Mojżesz umiera i – jak mówi tekst oryginalny: umarł przez usta Pana. Bóg zabrał go do siebie poprzez pocałunek.
Modlitwa Oblubienicy dotyczy dosłownie takiego zjednoczenia. Boże bądź ze mną w taki sposób, bo doświadczenie takiej bliskości stanie się fundamentem mojej relacji z Chrystusem. I doświadczenie takiej zażyłości z Tobą stanie się podstawą każdej innej mojej relacji. To jest najważniejsza modlitwa tej paschalnej nocy. Wołanie o pocałunek pocałunkiem! Pragnij dziś tylko tego jednego! Może właśnie tak modliły się Maria Magdalena wraz z drugą Marią, gdy poszły obejrzeć grób Chrystusa? Czuły się jak Mojżesz jedynie oglądający ziemię obiecaną. Poczucie straty i pustki rozrywało ich wiarę. Bóg jednak pocałował je tam jednym słowem żyjącego Jezusa i obiecał kolejne spotkanie w Galilei.
Ta święta noc jest nocą Bożego pocałunku. On przynosi ukojenie i jednocześnie zupełnie nową jakość teraźniejszości. Nawet jeśli doskwiera mi perspektywa jakiejś przegranej i porażki. Nie ma takiej chwili, w której moja dusza nie jest całowana przez Boga. Wielkim wysiłkiem wiary jest w to uwierzyć! Że mój Bóg nie jest w stanie powstrzymać w sobie tego pragnienia, dlatego musiała się wydarzyć paschalna droga Jego Syna. Ten Syn leży teraz przed moją duszą i zaprasza ją na nowe zaślubiny. Bym wreszcie zobaczył, że tam, gdzie spojrzy Bóg, czyli tam, gdzie Bóg złoży swój pocałunek pocałunków, zawsze i natychmiast pojawia się życie i dobro! Tchnął Bóg w nozdrza człowieka tchnienie życia i widział Bóg, że wszystko, co uczynił było bardzo dobre (Rdz 2,7.1,31).
***
Minioną noc paschalną Kościół, czyli każdy z nas spędził na intensywnej modlitwie. Prowadził ją pierwszy werset Pieśni nad Pieśniami, który chciał nam uzmysłowić, co jest źródłem wiary w Chrystusa Zbawiciela.
Że jeśli pomiędzy mną a Nim ma się stać coś niewiarygodnie wielkiego, to może to zrobić tylko Jego Ojciec. Jeśli moja dusza ma rozpocząć związek z Oblubieńcem – to u jego początku musi być Bóg. On ma położyć fundament. Tym samym każdy mój ludzki związek nie stanie się bez Boga. Muszę ciągle żyć w tej perspektywie. A ona pomoże mi zobaczyć o wiele więcej w leżącym przede mną Oblubieńcu, którego piersi są lepsze od wina (Pnp 1,2-3).
Ta anatomiczna część ciała Oblubieńca, Jego klatka piersiowa, jest lepsza od wina. Symbolika wina w Biblii jest zawsze rozumiana jako mądrość. Patrząc zatem na tors Oblubieńca oblubienica widzi Jego Serce. Widzi Jego sposób kochania. Wyznaje Mu w ten sposób, że jeżeli tylko napiję się Twej miłości, zaczerpnę jej z Twego serca, to będę mądra. Gdy zatem moja dusza zacznie patrzeć na Serce Chrystusa, to będzie się stawać mądrą duszą. Czerpiąc z Niego, moja wiara będzie dorośleć. Bo łaska wiary ciągle musi we mnie dojrzewać, rozwijać się i mądrzeć.
Taki jest najważniejszy sens tych świąt. Wydorośleć w wierze! Zmądrzeć w miłości! Jest to możliwe tylko wtedy, kiedy osadzę to na Bogu, kiedy modlę się o to i wydobywam to z Chrystusa. Jak Tomasz wsadzający swą rękę w Serce Zmartwychwstałego Pana (J 20,27-28). Ale na tym nie koniec. Bo takie zachowanie rozpocznie też coś zupełnie nowego w moich relacjach z ludźmi. I nagle się okaże, że ktoś zacznie ze mnie wyciągać miłość. Tak nieraz strasznie boimy się tego stanu, że ktoś chce ze mnie wyciągnąć miłość. Bronimy się przed tym i wstydzimy. Chowamy za parawanem wieloodcinkowych miłosnych opowiastek. Tymczasem bez takiego doświadczenia ciągle pozostajemy dziećmi, które infantylnie i emocjonalnie kochają, modlą się, wierzą.
To dotyczy także księży i wszystkich konsekrowanych. Bez doświadczenia miłości, która wyciąga z nas miłość jesteśmy wszyscy niedojrzałymi duchownymi. Dlatego budowanie każdego związku (małżeńskiego, zakonnego, rodzinnego) jest tak trudnym zadaniem. Bo bez miłości, którą ktoś stale będzie z nas wyciągał, stajemy się mali i głupi. Kiedy Piotr po Zesłaniu Ducha świętego po raz pierwszy pokaże swą odwagę wiary i publicznie przemówi, to słuchający Go ludzie stwierdzą, że upił się młodym winem (Dz 2,12-15). Czyli powiedzą, że Piotr jest mądry i mądrze mówi. Dlaczego? Bo wyciągnął to z Niego Chrystus, pytając Go o miłość! Nie raz, nie dwa. Trzykrotnie (J 21, 15-19). Niech nam się przestanie wydawać, że miłość Panu Bogu i drugiemu człowiekowi wyznaje się tylko raz. Miłość żyje, kiedy wyznaje się ją bez przerwy. To jest rzeczywistość zmartwychwstania!
Kończące się dziś Triduum Paschalne chciało nam uświadomić, że wiara i miłość rodzą się z patrzenia. Dzisiejsza Ewangelia kończy wprost tę naszą trzydniową medytację: Ujrzał i uwierzył (J 20,8). Wiemy już w jakim kierunku patrzeć i w jaki punkt nieustannie wlepiać swoje oczy. Niech zatem rozpocznie się dzisiaj nasza własna Pieśń nad Pieśniami, którą będziemy pisać i czytać z Chrystusem Oblubieńcem przy dobrym winie Jego mądrości.