Po dwóch intensywnych tygodniach Wielkiego Postu, w czasie których przyglądaliśmy się pokusom oraz ranom, jakie w nas zostawiają, schodzimy dziś z Góry Przemienienia i zatrzymujemy się przy studni. By zobaczyć, co Pan Bóg z tym wszystkim robi.
Jej symbol zajmuje w kulturze świata biblijnego wyjątkowe miejsce. Przykład Jakuba i Mojżesza, którzy przy studni spotykają i poznają swoje przyszłe żony to dla egzegetów obraz bardzo miłosnych scen. Związek rozpoczyna się od zwykłej rozmowy, następnie przechodzi w fazę poznania, a kończy się wypełnieniem pragnień. W ten schemat wpisuje się także Jezus rozmawiający przy studni z Samarytanką. Jest przy tym bezpardonowy i zdecydowany. Skoncentrowany tylko na niej. Musiał być też intrygujący i piękny, a także delikatny. Dając jej swoje poznanie jej dotychczasowego życia czyni to z ogromnym taktem i wydobywa z niej dobro. Dobrze powiedziałaś: nie mam męża. Miałaś bowiem pięciu mężów, a ten, którego teraz masz, nie jest twoim mężem. To powiedziałaś zgodnie z prawdą (J4,17-18).
Niewiarygodne jest to postępowanie Jezusa. Nie ma tonu oskarżenia, czy drwiny. Jest spokojna prawda, która rodzi dobro. Iluż ludzi chciałoby doświadczyć czegoś podobnego, chociażby w konfesjonale. Usłyszeć tam jakieś dobro. Jakieś dobre słowo. Wrócić stamtąd z poczuciem i z pragnieniem dobra. Spowiedź prawdziwa zaprowadzi mnie zawsze do dobra. Uzmysłowi mi je, odkryje na nowo. Najpierw dobro Pana Boga, który objawia mi siebie. Następnie moje dobro, które odbierał mi grzech. Dlatego dzisiejsza Ewangelia chce zwrócić naszą uwagę na wartość sakramentu pojednania. Najważniejszy jest tu Pan Bóg, który pragnie wyprowadzić z nas życie. Przepełnione prawdą i dobrem. Cierpimy z braku właściwego rozeznania miejsca, w jakim się znajdujemy w życiu. To rodzi bardzo często jakąś formę agresji, czy to słownej czy cielesnej. Człowiek jest gotów kamienować innych. I sam staje się kamieniem. Izraelici chcieli tak postąpić z Mojżeszem, bo dokuczało im pragnienie wody. Nie w pełni rozpoznali to miejsce. Sądzili, że na pustyni będą mieli wody pod dostatkiem. Będąc na pustyni muszę mieć świadomość, że będzie mi się chciało pić. Tak samo, gdy doświadczam pustyni duchowej. Wszelkie moje zapasy bardzo szybko się kończą i pustynia wyciska we mnie swoje piętno. Dlatego obraz studni to zaproszenie do szukania źródła. Jest nim konfesjonał. Rozpoznana w rachunku sumienia pustynia, uderzona łaską Pana Boga zaczyna tryskać tam wodą życia. Później staje się wartkim strumieniem, którym mają szansę popłynąć inni. Ożywiona Samarytanka nie potrafiła zatrzymać tej wody dla siebie. Wtedy wielu ludzi z jej otoczenia zaczęło wierzyć w Jezusa (J4,39).
Orygenes zauważa, że studnie starożytne bardzo często nakrywano kamieniem. Dla bezpieczeństwa i dla podkreślenia prawa własności do danej studni. Ale tym kamieniem może być także wypracowane przez lata przyzwyczajenie, że spowiedź można odsuwać w czasie lub odsłaniać częściowo i powierzchownie, nie zaglądając w głąb. Nieraz trzeba przebrnąć przez wiele warstw by dotrzeć do źródła. Gruboskórność potrafi wyniszczyć każdy związek, każdą więź osłabić. Szczerość natomiast w połączeniu z pokorą sprawia, że każdy, nawet najbardziej starannie ulepiony dzban się kruszy, odsłaniając ukryte serce.
Niech konfesjonał jako nasza studnia wody życia pomoże nam wyjść na głębię wiary i niech będzie tematem do medytacji na trzeci wielkopostny tydzień. By każda nasza spowiedź potrafiła odsunąć ten kamień i przypomnieć imię nadane nam przy chrzcie. I wyryte w sercu.