Musimy siać, choć grunta nasze marne. Choć nam do orki pługów brak i bron. Musimy siać, choć wiatr porywa ziarno. Choć w ślad za siewcą kroczą stada wron…
Dumę z plonów, trud gazdowania, obawę o zbiory i refleksję nad potrzebą dzielenia się ze światem wytworem swoich rąk gospodarze i gospodynie z Dursztyna złożyli dziś Panu przed ołtarz.
I choć tych, którzy żyją z roli, jest w naszej wiosce coraz mniej, to pięknie zaznaczyli swoją obecność na dożynkowej Mszy św. W procesji z darami ustawili się: Maria i Stanisław Rabiańscy niosący świece; Anna i Stanisław Bigosowie z winem; Anna i Walenty Kaczmarczykowie z koszykami owoców i warzyw; Halina Kubuszek z bukietem kwiatów; Anna i Józef Sowowie z masłem i oscypkami; Grażyna i Andrzej Kaczmarczykowie z kwiatami i serem; Teresa i Józef Sowowie z miodem i mlekiem; Czesława i Franciszek Bizubowie z komunikantami; i panie – Maria Bigos i Teresa Pitek z chlebami. Tegoroczną procesję zamykali Beata i Andrzej Sowowie z wieńcem dożynkowym w kształcie kielicha z hostią, nad którym Beata Sowa 2 tygodnie pracowała, splatając jego konstrukcję z zebranych w tym roku kłosów zbóż.
Jakby w ślad za ideą dziękowania za plony i dzielenia się nimi z innymi o. proboszcz, interpretując słowa dzisiejszej Ewangelii, nawiązał w swojej homilii do potrzeby ciągłego, nieustającego wybaczania krzywd. Bez słowa wybaczam – jak zaznaczał – nie może być mowy o spokojnym i szczęśliwym życiu. Ten, kto puszcza w niepamięć doznane krzywdy, ma serce czyste. A ten, kto chowa urazę, przeżywa piekło na ziemi – przekonywał.
Klamrą zamykającą tegoroczne dziękowanie za zbiory był piękny spiski śpiew. Pieśń Błogosławiony chleb ziemi czarnej… zaśpiewała solo Maria Kaczmarczyk. A cytowaną we wstępie pieśń Musimy siać… Józef Sowa. Wsłuchując się w ich doniosłe, czyste głosy, każdy musiał przyznać, że słowa:
Nigdzie nie śpiewa się tak, jak w Dursztynie! –
są mocno, mocno prawdziwe!
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!