Przypadające 11 listopada Święto Niepodległości niezmiennie od lat nastręcza tych samych problemów z jego klasyfikacją i przyporządkowaniem.
Dzieje się tak zwłaszcza w społecznościach wiejskich, w których obowiązek świętowania uzależniony jest od zarządzenia proboszcza, a konkretnie od ilości celebrowanych w tym dniu Mszy św.
„Uszczęśliwieni” świętem państwowym ludzie nie do końca wiedzą, co ze sobą zrobić. Do pracy iść nie muszą, sklep zamknięty, ale świętować też nie bardzo jest komu. Często traktują więc ten dzień w kategoriach straconego czasu, ponieważ wolne od codziennej pracy chętniej spożytkowaliby praktyczniej, np. pracując w gospodarstwie, lesie czy obejściu.
Najbardziej ogłupione tym wszystkim są dzieci, które co rusz dostają sprzeczne informacje od dorosłych. Ze szkoły wynoszą wiedzę o niejakim Piłsudskim, który po 123 latach niewoli przywrócił Polsce niepodległość. Niestety, rodzice czy dziadkowie nie wiedzieć dlaczego, bagatelizują konieczność celebrowania tego wydarzenia.
Podobnego problemu nie widać w miastach. Tam różne wydarzenia kulturalne, koncerty pieśni patriotycznych, przemarsze i przemówienia wprowadzają ludzi w świąteczny nastrój. Powaga chwili daje o sobie znać przed pomnikami poległych żołnierzy. Złożone kwiaty, mowy okolicznościowe i odśpiewane hymny dobrze wpływają na rozbudzenie świadomości patriotycznej Polaków.
Zastanawia jednakże fakt, dlaczego Kościół jako instytucja niczego nie zrobił w tym kierunku, by wprowadzić w dniu 11 listopada sztywne święto kościelne. Jeśli dało się tak zrobić z 3 Maja, dlaczego nie zrobiono podobnie z dniem odzyskania niepodległości? Moim zdaniem źle się dzieje, że nie ma jednomyślności co do wagi tego wydarzenia. Zdarza się, że nawet celebrowana w tym dniu Msza św. nie kończy się odśpiewaniem hymnu „Boże coś Polskę…”
Pozostaje tylko mieć nadzieję, że wobec 103. już rocznicy wyzwolenia Polski, nareszcie zmieni się coś w tym kierunku. Żyjemy w kraju katolickim, w którym Kościół ma ogromny wpływ na mentalność Polaków. Może warto byłoby położyć większy nacisk na przypadające w tym dniu wspomnienie świętego Marcina z Tours?? I jakoś połączyć jedno święto z drugim – ku chwale Boga i Ojczyzny!
Czytam i nie wierzę …Otóż 11 XI w kościele w Dursztynie o godz. 18.00 była msza św. w intencji ojczyzny, było bardzo piękne kazanie o Polsce i niepodległości, została też odśpiewana pieśń “Boże coś Polskę”, była modlitwa za ojczyznę ks. Piotra Skargi. Kto chciał, mógł przyjść i w ten sposób ten dzień świętować.
Nie wierzę też, że można mieć problemy z zaklasyfikowaniem tego święta. Otóż Święto Niepodległości jest świętem państwowym i ludzie niewierzący lub innych wyznań mogą je celebrować, jak chcą i nie widzę powodu, by “warto byłoby położyć większy nacisk na przypadające w tym dniu wspomnienie świętego Marcina z Tours”. Otóż znów zapraszam do kościoła, zawsze gdy jest wspomnienie jakiegoś świętego, dowiadujemy się też kilku faktów z jego biografii.
Nie wierzę, że w odniesieniu do marszałka Piłsudskiego można pisać “niejaki” i twierdzić, że dzieci są ogłupione otrzymywaniem sprzecznych informacji, a o dorosłych pisać, że traktują ten dzień jako stracony czas. Proszę nie obrażać ludzi, którzy doskonale wiedzą, “co w związku z tym, że mamy niepodległość”.
Droga Pani, dziękuję za ten głos i za wszystkie uwagi. Proszę mi jednak wskazać, w którym miejscu odniosłam się konkretnie do naszej miejscowości… To przemyślenia ogólne, niekoniecznie należy je na siłę przekładać na naszą wieś. A czy Msza św. w dniu 11 listopada była Mszą w intencji ojczyzny? Nie wątpię, że wszystkie elementy, które Pani zaznaczyła w niej były i chwała naszym Ojcom za to! Nie zmienia to jednakże faktu, że jej główna intencja nie była w intencji ojczyzny (no chyba, że o czymś nie wiem…) Każdy ma prawo do swojego zdania. Moje zdanie jest takie, jak wyżej. Niespójność działań państwa i Kościoła tworzy pewną niszę, której Pani może nie dostrzega, ale ja tak.