I tak pospacerowałem sobie po wszystkich stronach Skarbów Dursztyna, gdzie Twoje słowa jak latawiec szybowały na letnim wietrze w klepsydrze czasu od wschodu do zachodu słońca, a nawet przez ciemną noc na Wichrówce.
To, że świetnie napisane, to chyba nie muszę mówić, bo co ja tam się znam na pisaniu… Ale mogę powiedzieć o doświadczeniu czytania: że wciąga wir kolejnej opowieści, a część o Mieczysławie Faryniak, to już w ogóle urzekła mnie najbardziej swoim romantyzmem. Chyba byśmy się dogadali z Panią ze Skałki i wypili niejedną kawę w cieniu pod drzewem, podziwiając panoramę Tatr…
Dobra książka nie tylko pieści podczas czytania, ale i wierci dziury po… Aż zachciało się wracać pierwszym dostępnym samolotem do domu, a nostalgiczne myśli nawiedziły codzienne okolice, uświadamiając siłę wiary i Kościoła, do którego to jakoś ostatnio nie po drodze.
Wojna czy pokój, determinacja i upór – u Ciebie wszystko brzmi tak pozytywnie i idealistycznie, jakby jutro na pewno miało przyjść z koszykiem pełnym pozytywnych emocji. Opisałaś całą historię szczerze i bezstronnie. I gdyby nie Twoje imię na okładce i zdjęcie na końcu, zapomniałbym, że ktoś to napisał i że czytam… Te historie same wyrastały z kolejnych stron jak kwiaty na łące zielonej nadziei.
Super robota! Nie chwalę po żadnej znajomości. Wybudowałaś piękny pomnik dla Dursztyna, na pewno w sercach wielu ludzi. A sam Dursztyn to jak taka trochę furtka skrzypiąca (jak to w życiu bywa) ale jednak furtka do nieba! Bo wysoko, bo daleko, bo dalej się nie da… magnes na świętych!
Naprawdę pięknie, Pani spod Skałki!
Piotr Surma
“Skarby Dursztyna” – chwytająca za serce recenzja
Facebook Comments
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!