Drodzy Bracia i Siostry w Chrystusie Panu!
Uczestniczymy w Najświętszej Ofierze sakramentalnej naszego Zbawiciela, Chrystusa Pana, aby przez Niego, z Nim i w Nim złożyć naszą ofiarę miłości w intencji śp. Mieczysławy Faryniak, zmarłej 27 lat temu w Nowym Sączu, pod opieką Sióstr Niepokalanek, którym przed laty przekazała w testamencie swoją Skałkę pod Czerwonym Wierchem w Dursztynie. Jej ciało, zgodnie z życzeniem, spoczywa na tutejszym parafialnym cmentarzu w centrum wsi. Wierzę głęboko, że również Ona sama duchowo jest tu obecna pośród nas. Jej życie i śmierć noszą bowiem znamiona świętości, czego świadectwo dawali i dają nadal nie tylko dursztynianie. Dowodzą tego świadkowie Jej życia.
Według Jej pierwszych biografów (ks. Mirosław Ślełdziński, marianin i p. Krystyna Szewc, z Ruchu Światło-Życie) śp. Mieczysława „ostatnie 6 lat swego życia spędziła w Nowym Sączu, u Sióstr Niepokalanek, które troskliwie się Nią opiekowały. Po złamaniu nogi w biodrze (miała wtedy 80 lat), które nastąpiło w kaplicy Ducha Świętego, trudno Jej było pokonywać nierówności Skałki. Zastanawiający jest fakt, że kiedy doszło do tego wypadku, osoby, które przyszły wtedy do kaplicy, a była to grupa oazowa z Łapsz, zauważyły jej radość, widziała w tym wydarzeniu jakiś znak, związany z tym wyjątkowym miejscem. Przez ostatni miesiąc życia leżała w szpitalu sparaliżowana; wcześniej amputowano jej prawą nogę.
Odeszła do Pana 29 kwietnia 1990 r. Była przy tym obecna siostra Urszula, niepokalanka, z którą znała się od wielu lat. Po śmierci powróciła jednak do tych, z którymi przez 50 lat dzieliła dolę i niedolę – powróciła do Dursztyna.
Jej ciało, nim spoczęło w ziemi cmentarnej, wystawione było w kaplicy Ducha Świętego, gdzie na modlitwie gromadzili się licznie mieszkańcy Dursztyna i okolic, a także wielu przyjaciół z odległych nawet stron Polski. W dniu pogrzebu trumnę nieśli na ramionach mężczyźni do odległego kościoła. W kondukcie szli także kapłani zakonni i diecezjalni. Nad grobem przemówił z wielką żarliwością dawny kierownik szkoły w Dursztynie, Michał Gabryś. Nazwał ją Matką, która przez 50 lat była zatroskana o mieszkających tutaj ludzi. Na koniec wołał: Ludzie! zaufajmy, że ona będzie w niebie! Bo jeżeli ona nie będzie w niebie, to my wszyscy i ty, ojcze – tu zwrócił się głównego celebransa, franciszkanina – nie dostaniemy się tam”.
Jej curriculum vitae, życiorys, jest prosty, ale zarazem niezwykły. Na świat przyszła w Kętach, mieście św. Jana Kantego, w rodzinie katolickiej Stefanii Zawilowej i Antoniego Faryniaka, 6 grudnia 1903 roku, a więc w dniu św. Mikołaja, którego w życiu dorosłym uważała za swego patrona i czerpała od niego natchnienia, gdy chodzi o hojność i ducha służby bliźnim. W 1907 roku jej rodzina przeniosła się do Bielska Białej, gdzie ukończyła szkołę podstawową im. Królowej Jadwigi oraz Krajową Szkołę Kupiecką. Potem podjęła pracę w Banku Gospodarstwa Krajowego. Tam też poznała Kurta Schwabe, Austriaka, bogatego przemysłowca, protestanta, którego nazywała Konradem. W 1932 roku znajomość ta popadła w kryzys na tle religijnym i moralnym, obyczajowym. Wtedy przeżyła głębokie nawrócenie. Odnaleziona w starym modlitewniku babci modlitwa do Ducha Najświętszego natchnęła ją do życia duchowego, całkowicie oddanego Bogu i bliźnim. Ona sama poczuła się niezdolną do pracy w banku, wzięła urlop zdrowotny i przeszła na rentę. W marcu 1933 roku zmarła jej matka (ojciec zmarł wiele lat później, 13 VI 1958 r.). W małym, ukrytym w górach kościółku, odbyła spowiedź generalną. W przysiółku Grabarka koło Rajczy nabyła chatkę, którą przystosowała na kaplicę Ducha Świętego. W Dursztynie, w którym się zjawiła jesienią 1935 roku, za namową tamtejszej nauczycielki poznanej nad morzem, powoli wzniosła prostą chatę, z werandą od południa, po tutejszemu nazwaną Betlejemką. Liczyła wtedy już 32 lata życia.
Pierwszym żywym stworzeniem, które się znalazło w tym Jej gospodarstwie, była koza, kupiona w Nowym Targu, która stała się powodem wielu jej utrapień. To poczciwie zwierzę zjadało niemal wszystko, nie tylko ostre krzewy, trawy, ale także truskawki i kartki książek. Przy tym beczało przeraźliwie, a tylko gra na akordeonie je uciszała. Z czego wyciągnęła wniosek, że koza jest muzykalna. Do tego na Spiszu każdy, kto posiadał kozy traktowany były pogardliwie. Ją także nazwano Kozą.
Po latach, 18 stycznia 1967 roku, napisała do mnie:
Chcę uciec od siebie, sama sobie jestem ciężarem, a tu mam na opiece staruszkę lat 82, która w łóżku siedzi, poza tym dwie kozy, kury i dwa koty na myszy, dożywianie sikorek, zajęcia we wsi, gdy tak wypadnie, no i tego gościa – tę trudną dziewczynę…, kalekę, która od 8 grudnia [1966] z przerwami przebywa tutaj.
W swoim czasie napisała wiersz na część nie kozy, ale żywo skaczącej po górskich szczytach kozicy. Przyjaciele z Nowego Targu, którzy wydali zbiorek Jej wierszy pt. Z Bogiem na tatrzańskich graniach, piszą, że utwory te „potwierdzają Jej żywy kontakt ze światem przyrody. Jest pośród nich wiersz pt. Kozica, w której niektórzy dopatrują się symbolicznej biografii Autorki. Te domysły zdaje się potwierdzać puenta tego wiersza: wierna szczytom kozica zostaje.
…Przez oka mgnienie, jak obrazek mały,
Kozice w tatrach mi się ukazały.
Kiedy spłoszone stadko umykało.
One odbiegły – wrażenie zostało.
I to wrażenie przeszło w przekonanie:
Że wierna szczytom kozica zostanie!
Ona, pisząc o tym chyżym i pięknym górskim zwierzęciu, proroczo myślała o samej sobie. Rzeczywiście, wiele rzeczy wskazuje na to, że Ona tu na Spiszu pozostaje nie tylko w ludzkiej pamięci, która z czasem gaśnie, albo jest wypaczana. Ona zostanie tu jako patronka i orędowniczka przed Bogiem nie tylko za Dursztynem, ale dosłownie za całym Polskim Spiszem, ojcowizną, domowiną Polaków i Słowaków, za wszystkimi bez wyjątku jego mieszkańcami, za wszystkimi ludźmi gór. Stanie się to przez Jej beatyfikację, której dokona swoim autorytetem Kościół Powszechny, o co my teraz się modlimy. Ona wróci do Dursztyna w nimbie błogosławionej i aureoli świętej.
Śp. Mieczysława Faryniak jest znana głównie z tytułów: Pani ze Skałki, Pustelnica ze Skałki, Mistyczka, Apostołka Spisza, ale w pewnym czasie nazywano Ją także pogardliwie „kozą”, czy może „tercjanką”.
Tym razem przywołam ponownie to ledwo zarysowane imię „Kozica”. Czynię to po to, aby ukazać podstawy Jej wiary i świętego życia. A było ich dwie: objawienie naturalne, którym jest stworzony przez Boga świat i to wszystko, co na nim istnieje, oraz objawienie nadprzyrodzone, zawarte w księgach Pisma św. Starego i Nowego Testamentu.
Miłość Pani Mieczysławy do przyrody, do gór, do zwierząt, drzew i kwiatów, o których napisała wiele pięknych wierszy, świadczą, że swoją wiarę w Boga opierała na Jego dziele stwórczym. Na pewno znała słowa Księgi Mądrości ze Starego Testamentu:
Głupi już z natury są wszyscy ludzie, którzy nie poznali Boga: z dóbr widzialnych nie zdołali poznać Tego, który jest, patrząc na dzieła nie poznali Twórcy, lecz ogień, wiatr, powietrze chyże, gwiazdy dokoła, wodę burzliwą lub światła niebieskie uznali za bóstwa, które rządzą światem. Jeśli urzeczeni ich pięknem wzięli je za bóstwa – winni byli poznać, o ile wspanialszy jest ich Władca … (13, 1-9).
Świadczą o tym pierwsze słowa Jej wiersza pt. Wyznanie pustelniczej duszy:
„Gdy na drodze mego życia – ujrzałam Boży ślad, // To tak mnie on zachwycił, że biegnę za nim, jak // Wędrownik na wierzchołka góry szczyt”.
Także w całej pełni treścią jej życia było Objawienie Boże, zawarte w Piśmie św. Starego i Nowego Testamentu, zwane objawieniem nadprzyrodzonym. Jeden z kapłanów wspomina: Zarówno w Dursztynie, jak i później, w Nowym Sączu, zastawałem ją przy lekturze Pisma św. Modliła się w sposób prosty, ale z wielkim zaangażowaniem.
Pani Mieczysława nie miała wykształcenia teologicznego, nie pisała komentarzy do tekstów biblijnych, ale ich treści przekazywała swoimi czynami, modlitwą, miłością do Kościoła, do każdego człowieka. Dosłownie – do każdego człowieka, przyjaciela i wroga. Pismo św. przyjmowała od Kościoła, a nie w tłumaczeniu sekciarzy. Po Soborze Watykańskim II wsłuchiwała się w jego teksty czytane w odnowionej liturgii Mszy św. Treści Pisma św. poznawała także pośrednio przez lekturę żywotów świętych, dzieł mistrzów życia duchowego, ale było to czytanie raczej w głąb niż w szerz. Usiłowała zgłębiać, przyswajać istotę, kontemplować poznawane treści, docierać do ostatecznych konsekwencji, jakie się rodzą z przesłania danej lektury. (ks. M. Ślełdziński).
Wśród tych mistrzów życia duchowego był również św. Franciszek z Asyżu, którego duchowi synowie towarzyszyli i przewodzili w Jej życiu, z pośród których wiele Jej przekazali tutejsi duszpasterze, zwłaszcza ojcowie Maurycy Przybyłowski, rodem z Łodzi i Antoni Leja, góral Czarnego Dunajca.
Dobitnie to ujął ks. prof. Stanisław Urbański, współredaktor Leksykonu mistyki (Warszawa 2002), który pisze:
Faryniak Mieczysława, osoba świecka, tercjarka franciszkańska, przeżywała zjednoczenie mistyczne pod natchnieniem Ducha Świętego: uwielbienie Trzeciej Osoby Trójcy Przenajświętszej, nabożeństwo do Ducha Świętego. Doświadczała porywów ducha (ekstaza) i radosnych rozrzewnień (dar łez). Przeżywała przeważnie cierpienia duchowo-moralne: opuszczenie przez ludzi. Kontemplacja Boga w przyrodzie (mistyka franciszkańska, mistyka przyrody). Jej duchowość była kształtowana mistyką franciszkańską, św. Franciszka Salezego, mistyką devotio moderna (Tomasz ȧ Kempis) i mistyką karmelitańską. Czytała pisma Kolumbana Marmiona i Dzienniczek siostry Faustyny. Jest przedstawicielką mistyki przeżyciowej.
Być może, że czytając rady bł. Kolumbana Marmiona (1858–1923), benedyktyna irlandzkiego, beatyfikowanego przez Jana Pawła II, w jego słowach poznała siebie samą. Między innymi pisał on:
Modlitwy, sakramenty, praktyki są środkami dla umocnienia nas, dla podtrzymania nas w tym poszukiwaniu Boga. Jednakże Bóg pragnie, aby każdy z nas, według swego powołania i okoliczności, złożył każdego dnia dar ze swej modlitwy i wymaga w tym wielkiej wierności. Nie z wielu modlitw, lecz z wielkiej wierności w ich podejmowaniu… Nic nie przynosi nam tak wielkiej pomocy, jak uczestnictwo we Mszy św. A praktyka, którą przede wszystkim polecam, to modlitwy aktami strzelistymi.
Śp. Apostołkę Spisza, ktoś nazwał także „łowczynią dusz”. Wszyscy świadczą też o szerokich kręgach ludzi, którym przewodziła duchowo. Wyjątkowo potwierdza to swoim autorytetem w liście do niej pisanym 22 czerwca 1976 roku, metropolita krakowski Karol kardynał Wojtyła, dzisiaj już św. Jan Paweł II, papież:
Czcigodna i Droga Pani! Pragnę – po swojej wizycie kanonicznej w Dursztynie – napisać do Pani kilka słów z podziękowaniem za wszystko to, co Pani uczyniła i nadal czyni dla tamtejszego Ludu, zwłaszcza dla młodzieży. Znając pracę apostolską na tych terenach – w czasach gdy jeszcze nie było tam ani kapłana ani sióstr – muszę z wielkim uznaniem podkreślić niezmordowaną, ofiarną pracę Pani, która tak wspaniale owocuje w powołaniach kapłańskich i zakonnych, a także w życiu na co dzień w tej miejscowości. Miłość Boga, a szczególnie nabożeństwo do Duch Świętego i Niepokalanej, które Pani nie tylko sama praktykowała – z narażeniem własnego życia ratując w czasie okupacji trzy osoby – ale które Pani szerzyła wśród wiernych, same mówią za siebie. Wiem, że moje podziękowanie jest nieproporcjonalne do tego, co Pani uczyniła dla Boga, Kościoła i Ojczyzny swą apostolską pracą w Dursztynie i okolicy, ale i to wiem, że Bóg wynagrodzi to Pani hojnie już tu na ziemi swą łaską i błogosławieństwem, a w wieczności chwałą i szczęściem. Życzę Pani radości z osiągnięć apostolskich i polecam opiece Niepokalanej. + Karol kard. Wojtyła.
Pełne treści są również inne krótkie jego listy, z których przytoczę dwa. Dnia 31 maja 1975 roku, pisał:
Droga Pani. jestem bardzo wdzięczny za „Echo ze Spisza z Dursztyna” i cieszę się, że Duch Święty posługuje się dobrymi ludźmi, oddanych Bogu i człowiekowi, podnosi moralność – zwłaszcza wśród Młodych – mieszkańców Dursztyna. Polecając nadal tę sprawę Panu Bogu, łączę wyrazy serdecznego szacunku. -+ Karol kardynał Wojtyła.
3 lata później, 12 stycznia 1978 roku, Ksiądz Metropolita pisał:
Droga Pani, dziękuję za list z 26 grudnia ubiegłego roku i za utwór pt. „Gwiazda”, oraz za pismo z 10 bieżącego miesiąca i odłączony obrazek, i wyjątki z homilii. Cieszę się, że modlitwami swymi obejmuje Pani cały Spisz – myślę, że i ja nie jestem z nich wyłączony. Życzę Łaski i błogosławieństwa Bożego w Nowym Roku. -+Karol. kard. Wojtyła.
Metropolita odpowiadał na Jej listy także jako Sukcesor na stolicy św. Piotra Apostoła, jako Wikariusz Chrystusa, widzialna głowa Kościoła katolickiego, posługując się swoimi pomocnikami, asesorami. Jest ich cztery, z których przytoczę dwa.
W listopadzie 1978 roku, tuż po swoim wyborze na papieża, napisał: „Jego Świątobliwość Jan Paweł II serdecznie wdzięczny za życzenia z okazji powołania Go na Stolicę Piotrową i za dołączony dar, znak życzliwości i ofiarności, odwzajemnia wyrażone w ten sposób uczucia, udzielając z ojcowską miłością Błogosławieństwa Apostolskiego i prosi o pamięć w modlitwie, aby mógł dobrze służyć Kościołowi Powszechnemu” (podpis asesora nieczytelny).
Niecałe dwa lata, przed Jej śmiercią, Ojciec Święty swemu asesorowi polecił napisać:
„Droga Pani, w imieniu Jego Świątobliwości Jana Pawła II dziękuję serdecznie za przesłany dar poezji i wyrażoną życzliwość. Wraz ze słowami wdzięczności ślę Pani zapewnienia Ojca Świętego o modlitwie w Jej intencji, a także Jego Apostolskie Błogosławieństwo”. Łączę wyrazy szacunku Mons.[gnore] O. Rizzato, Asesor”.
***
Drodzy Bracia i Siostry w Chrystusie Panu!
Nasze dzisiejsze zgromadzenie jest niejako pierwszym krokiem zmierzającym ku rozpoczęciu procesu beatyfikacyjnego naszej Pani ze Skałki. Modlimy się o to i podpisujemy się pod prośbą, aby zakonna Prowincja Matki Bożej Anielskiej, do której należy dom w Dursztynie, zechciała podjąć się przewodzenia w Jej sprawie, czyli zechciała być jej ponensem, oraz wystąpiła do Metropolity Krakowskiego o powołanie Trybunału. Prawo wymaga jednak także dowodów, że przedstawiany kandydat (-tka) cieszy się sławą świętości oraz istnieje jego (jej) spontaniczny, prywatny kult i są wypraszane łaski. Po prostu jest wymagany vox populi / głos ludu.
Następne kroki, to praca Trybunału diecezjalnego, który przesłuchuje świadków, przyjmuje od prowadzącego sprawę, którego prezentuje postulator, wymagane dokumenty, oraz przygotuje je do przekazania Stolicy Apostolskiej w Rzymie. Tam, w Kongregacji do Spraw Kanonizacyjnych, akta te są poddawane wnikliwym badaniom, najpierw co prawidłowości procesu diecezjalnego, następnie są tłumaczone na język włoski i drukowane w zbiorze, po łacinie zwanym Positio super Causae Servi Dei NN. W przypadku naszej Kandydatki te Akta mogą liczyć nawet ponad 1000 stron druku. Potem zawartość „Positio” badana jest kolejno przez Komisję Teologów oraz Komisję Kardynałów i Biskupów. Ostateczny głos należy do Papieża, który, jeśli w międzyczasie zaistnieje wymagany cud, dokonuje aktu beatyfikacji.
Nie możemy również zapomnieć, że prowadzenie tego dochodzenia / procesu pociąga za sobą rożnego rodzaju wydatki.
Na koniec z wyżej już przytoczonych świadectw przypomnę dwa. Metropolita Krakowski kar. Karol Wojtyła w osobistym liście w 1976 roku pisał:
Wiem, że moje podziękowanie jest nieproporcjonalne do tego, co Pani uczyniła dla Boga, Kościoła i Ojczyzny swą apostolską pracą w Dursztynie i okolicy, ale i to wiem, że Bóg wynagrodzi to Pani hojnie już tu na ziemi swą łaską i błogosławieństwem, a w wieczności chwałą i szczęściem.
Pan Michał Gabryś, były nauczyciel i kierownik szkoły w Dursztynie, przy Jej trumnie na cmentarzu, nazywając ją Matką, wołał:
Ludzie! zaufajmy, że ona będzie w niebie! Bo jeżeli ona nie będzie w niebie, to my wszyscy i ty, ojcze – tu zwrócił się głównego celebransa, franciszkanina – nie dostaniemy się tam.
Pójdźmy w ich ślady i dołączmy nasze głosy w postaci modlitwy i podpisów pod prośbą o wszczęcie starań o beatyfikację naszej śp. Pani ze Skałki!
Ja zaś swój podpis popieram Jej obrazem, namalowanym moim staraniem przez p. Leszka Sobockiego, artystę malarza z Krakowa (2017), który pozostanie w Dursztnie.
O. Salezy B. Brzuszek OFM
Postscriptum.
Spisz ma już swoich błogosławionych i kandydatów do beatyfikacji: bł. ks. Józef Stanek, pallotyn (1916-1944), kapelan Powstańców warszawskich, rodem z Łapsz Niżnych; Czcigodny Sługa Boży ks. Franciszek Blachnicki (1921-1987), rodem ze Śląska, twórca Ruchu Światło-Życie, który jest obecny w Dursztynie. Wraz ze swymi Siostrami Niepokalankami przybyła do Dursztyna ich współsiostra bł. Marcelina Darowska (1827-1911), a z Siostrami Pasterzankami ich założyciel bł. Honorat Koźmiński (1829-1916), kapucyn; na ukończeniu jest proces naszego współbrata Sł. Bożego Alojzego Kosiby (1855-1939) z Wieliczki.
Zdjęcie wizerunku Mieczysławy Faryniak: o. Stanisław Mazgaj OFM