Własnymi słowami

Wpadł mi kiedyś w ręce taki piękny wiersz – modlitwa. Pozwólcie, że Wam go przytoczę:

Ojcze mój, który mieszkasz w Niebie…

Tym razem nie tarmoszę Twego rękawa świętą Formułą

dla kolejnej zachcianki.

Dzielę się z Tobą radością.

Dziękuję za pełne wiernej miłości oczy psa,

szelest liści brzozy i szczebiot sikorek,

zieleń traw i złoto mleczów,

wschody Księżyca i zachody Słońca,

pajęczyny z pereł,

za jaszczurkę, co grzała się ufnie ciepłem mej łydki,

nim śmignęła za promykiem słońca, nie poruszając nawet źdźbła.

Daj mi tak cicho przebyć resztę drogi do Ciebie,

bez gniewu, zazdrości i pychy,

żebym na swym szlaku nie zostawił krwawiących serc.

Przepraszam Cię za każdy zbytecznie zerwany liść.

(Piotr Fałczyński)