To były męczące, ale i bardzo emocjonujące dni. Dni, które zostaną ze mną na zawsze. Po miesiącach poszukiwań i starań – “Skarby Dursztyna” ujrzały wreszcie światło dnia.
Kiedy w poniedziałek 1 czerwca dostałam telefon od zaangażowanego w pisaną przeze mnie książkę o. Zenona Stysia – zmartwiałam! Materiały do druku miały być gotowe właściwie na już, a my z łamaczem z Wydawnictwa M utknęliśmy gdzieś na 1/3 całości! Cóż było robić? Trzeba było odstawić wszystkie inne sprawy i zabrać się ostro do pracy! Moja rola na tym etapie była na szczęście mniej absorbująca, to łamacz łamał sobie wzrok, doszukując się w moim tekście braku przecinków, podwójnych kropek, niedomkniętych cudzysłowów itp. Ja jedynie nanosiłam (albo i nie) sugerowane przez niego poprawki. I tak zeszły nam w sumie 2 dni i 2 noce. Dobrze, że choć okładka była już wcześniej opracowana, ale i na niej – na już – trzeba było nanieść pewne zmiany! W środę 3 czerwca cała treść poszła do drukarni. A dzień później dołączyła do niej okładka. Teraz pozostało już tylko gorączkowe oczekiwanie, czy wyrobimy się z drukiem na czas. I moje czarnowidztwo, że nastanie 14 czerwca – dzień promocji – a ja będę prezentowała zebranym pokaz slajdów, a nie pachnącą jeszcze farbą drukarską książkę.
O czym to jest
Sama książka powstawała etapami. A jej ideą było pokazanie najważniejszych centrów Dursztyna. W 2016 r. zaczęłam tworzyć zalążki kościoła, parafii i klasztoru. Tak było mi najprościej, bo bogatym materiałem archiwalnym i zdjęciowym służyli ojcowie franciszkanie. Postanowiłam wtedy, że to na ich przykładzie ukażę ostatnią, 100-letnią historię wioski. Zwłaszcza, że echa tego, co działo się wówczas we wsi (doprowadzenie prądu, wylanie drogi asfaltowej, pożar i odbudowa klasztoru, czy fenomenalna “wymiana substancji” w kościele), pobrzmiewały w klasztornych kronikach.
Zupełnie inaczej pisało mi się o Skałce. Tu już na wstępie pojawiły się zadziwienie, oczarowanie, aż wreszcie pokora. Najpierw poznałam Mieczysławę Faryniak jako młodą, egzaltowaną, do szaleństwa zakochaną dziewczynę, a później jako dorosłą, szukającą swojego miejsca w życiu kobietę. Ewoluowała na kartach swoich pamiętników, a gdzieś tam głęboko w sobie ewoluowałam także ja. Chciałam wiedzieć więcej i więcej. Poznać każdy wiersz, każdy list, każdy szczegół… Rozczulały mnie jej usilne prośby, żeby ktoś zadał sobie trud przepisania na maszynie jej ręcznych zapisków. Zadziwiała odwaga i upór w dążeniu do celu. I urzekła troska o każdego, absolutnie każdego człowieka. – Dobrze widzi się tylko sercem... – teraz to wiem, nikt nie miał takich “oczu” serca jak ona. Opowieść o skromnej i charyzmatycznej pustelnicy ze Skałki zakończyłam pogłębionym rysem jej duchowości franciszkańskiej (była tercjarką) i przedstawieniem spadkobierczyń Pani Mieci – rezydujących na Skałce sióstr ze Zgromadzenia Niepokalanego Poczęcia NMP.
Dużo frajdy i takiej narodowe dumy dało mi z kolei pisanie o Wichrówce. Począwszy od dziejów jej budowniczego, rozstrzelanego przez gestapo krakowskiego notariusza Bogusława Pajora, po chwalebną postawę młodszego z jego synów Zbigniewa Pajora i przyszłej synowej Antoniny Małasińskiej. To oni, żyjąc w latach II wojny światowej w samotnej willi na Honaju, oddali ją na służbę Polsce Podziemnej – a gdy było trzeba, zastępowali nawet kurierów, nosząc meldunki w wydzielonej sztafecie na trasie Warszawa-Budapeszt. Ogniwem pośrednim pomiędzy Pajorami, a ks. Blachnickim był ekscentryczny, samozwańczy ksiądz i lekarz – Józef Dunin-Śmiałkowski, który za swojej kadencji przechrzcił Wichrówkę na Duninówkę, a krótko potem zginął zamordowany w niej przez własnego leśniczego. Dziś Wichrówka pełni funkcję pustelni Czcigodnego Sługi Bożego ks. Franciszka Blachnickiego. I podobno – jak mówią to siostry blachniczanki – już w niej nie straszy!
Napisaną przeze mnie książkę zamyka opowieść o najnowszym nabytku Dursztyna – przybyłym z Poznania Wiesławie Nalewajskim, który to właśnie tę wieś obrał za realizację marzenia swojego życia – wybudowania rodzinnego domu dziecka. Dom ten od 2007 r. prowadzą siostry ze Zgromadzenia Służebnic Matki Dobrego Pasterza. Przez jego podwoje przeszło już ok. 60 dzieci.
Promocja
W niedzielne przedpołudnie 14 czerwca w pięknym otoczeniu Skałki – miejsca życia i działalności Mieczysławy Faryniak – odbyła się uroczysta Msza św. koncelebrowana w 30. rocznicę śmierci Pani Mieczysławy. Przewodniczył jej obchodzący w tym dniu jubileusz 50-lecia swojego kapłaństwa o. Wacław Michalczyk, a wraz z nim odprawiali dursztyński rodak o. Kamil Łętowski i o. Zenon Styś z Warszawy. Szłam na tę uroczystość na miękkich nogach. Wiedziałam, że kiedy wszystko się zakończy – kazanie, Eucharystia, życzenia dla o. jubilata – będę musiała stanąć przed wszystkimi i pokazać światu moje najmłodsze “dziecko” – pachnące jeszcze farbą drukarską nowiuteńkie “Skarby Dursztyna”, wierząc, że spotka się ono z pozytywnym przyjęciem i dobrym odbiorem u ludzi. Wywołana do odpowiedzi, przechodząc obok wielkiego portretu Pani Mieci, szepnęłam:
Jeśli Ty mi pomożesz, wszystko się uda!
Jeśli ktoś miałby ochotę przeczytać “Skarby Dursztyna”, a nie było go wczoraj na Skałce, może nabyć książkę w kościele u naszego o. proboszcza. Koszt 25 zł.
Zdjęcia: Marek Pietraszek. Link do alternatywnej galerii zdjęć: Skarby Gór
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!