Franciszkanie, Niepokalanki, Siostry Pasterzanki i Ruch “Światło-Życie” to zgromadzenia, które wrosły w dursztyński krajobraz. Jedne są tu od niedawna, inne od lat kształtują lokalną społeczność.
Odpowiedzi na pytanie o to, skąd w tak małej miejscowości jak Dursztyn jest aż tyle osób konsekrowanych, należy szukać w samym Dursztynie. Ta niewielka, najwyżej położona wioska Polskiego Spisza zachwyca bogactwem pięknych widoków. Stalowoszare szczyty Tatr widoczne ze Skałki i Wichrówki na oczach zaskoczonego turysty przechodzą płynnie w granatowozielone pasmo Gorców. Znajdujące się po przeciwległych biegunach patrzącego, Trzy Korony i Babia Góra, dopełniają obrazu całości. Nie bez przyczyny więc ci, którzy celowo lub przypadkiem zawitali kiedyś w tę okolicę, postanowili już w niej pozostać.
Dzikie piękno odciętej od świata osady o nazwie Durrstein (niem. twarda skała) od zawsze przyciągało łaknących spokoju ludzi. Niezrażeni brakiem drogi w lecie i piętrzącymi się zaspami w zimie wybrali właśnie to miejsce do kontemplowania dzieł Stwórcy. To, czego miejscowi zagonieni codziennymi sprawami nie dostrzegali, oni ukochali najbardziej. Obecność wzgórz, lasów i górskiej przyrody stała się dla nich namacalnym dowodem istnienia Boga.
Bracia Mniejsi
Zaczęło się od Franciszkanów. Blisko 100 lat temu, bo w 1921 roku, przyjechał do Dursztyna o. Ireneusz Kmiecik z Prowincji Matki Bożej Anielskiej Zakonu Braci Mniejszych zwanej wówczas Prowincją OO. Reformatów. W oddalonej od świata osadzie szukał zdrowego, górskiego powietrza, które zalecili mu lekarze. Stanąwszy na nogi po chorobie, co roku już tutaj powracał, przywożąc swoich współbraci. Dursztyn stanowił wówczas filię parafii Krempachy, a we wzniesionej przez mieszkańców kaplicy msze sprawowane były jedynie z okazji odpustu i pogrzebów. W pozostałych terminach wierni zmuszeni byli schodzić do oddalonych o 3 kilometry Krempach. Pozbawionym stałej opieki duszpasterskiej mieszkańcom w smak były więc wizyty Franciszkanów, ponieważ przebywający na wywczasie zakonnicy chętnie pełnili posługę w kaplicy.
Od regularnych przyjazdów wakacyjnych do stałego zadomowienia się Franciszkanów w Dursztynie upłynęło jednak sporo czasu. 4 lipca 1930 roku o. Kmiecik (wówczas już prowincjał na kapitule w Wieliczce) postanowił wybudować tutaj dom wypoczynkowy dla osłabionych na zdrowiu zakonników. Wykupił w tym celu położone wzdłuż głównej drogi parcele. Mieszkańcy, widząc w nowym przedsięwzięciu szansę na zdobycie kapłana, obiecali pomóc w budowie w zamian za zobowiązanie się Zakonu do sprawowania pieczy nad kościołem, a także pełnienia w nim (w ściśle wskazanych okresach) posługi duszpasterskiej. Prace budowlane ruszyły wiosną 1933 roku.
Przerwę w budowie spowodowała zmiana prowincjała. W sierpniu 1933 roku o. Kmiecika zastąpił na urzędzie o. Anatol Pytlik. W częściowo tylko wykończonym budynku wypoczywali już zakonnicy, wywiązując się w miarę możliwości z podpisanego ze wsią zobowiązania. Dursztynian nie do końca zadowalało to osiągnięcie. Pragnęli stałego kapłana. W liście do prowincjała Anatola Pytlika deklarowali chęć ustalenia stałej daniny dla przydzielonego im księdza. Po wielu staraniach, które oparły się aż o arcybiskupa Sapiehę oraz Stolicę Apostolską w Rzymie, 20 grudnia 1938 roku erygowano w Dursztynie rezydencję zakonną pod wezwaniem św. Salwatora z Horty, a w styczniu1939 roku wieś zyskała stałego duszpasterza.
Pani ze Skałki i Niepokalanki
Mieczysława Faryniak, znana tutejszym jako Pani ze Skałki, przybyła do Dursztyna w 1935 roku. Kiedy na własne oczy ujrzała piękno tego zakątka, postanowiła już w nim pozostać. Systematycznie, działka po działce, latami odkupywała od gospodarzy końce leżących u stóp Czerwonej Skały działek. W pięknie tego miejsca niedawna urzędniczka bankowa ujrzała wyraźny znak obecności Bożej, a zwrot ku religii i duchowości był jej pomocą w leczeniu zawiedzionej miłości. Ogromnym wysiłkiem w najwyższym miejscu Skałki wzniosła kaplicę ku czci Ducha Świętego, a jej marzeniem było, by Skałka stała się miejscem wypoczynku i odnowy w Duchu Świętym przebywających tu osób duchownych. Zapis jej zmagań o utrzymanie Skałki pozostał w pisanych przez nią pamiętnikach:
Proszę to rozważyć, jak uświęcona jest ziemia na Skałce moim ubóstwem i cierpieniem! – pisała. Proszę ją ochraniać i szanować, jak na to zasługuje! Wszystko na Skałce, przez wszystkie lata mojego tam pobytu – to moja praca, wysiłek i trud dla jej przyszłości, dla zewnętrznego i wewnętrznego ugruntowania tam królestwa Ducha Najświętszego i Niepokalanej!
Poszukiwanie spadkobierców nie obyło się bez problemów. Dla właścicielki ważne było jedno – uchronić Skałkę przed przejściem w prywatne ręce. Już w 1950 roku nadzieję osiedlenia się na Skałce dały Kamedułki. Powstał nawet akt darowizny. Niestety, po wizytacjach stwierdzono, że darowane miejsce nie nadaje się na siedzibę Kamedułek, gdyż ich zakon jest zakonem ściśle kontemplacyjnym. Na Skałce (przez wzgląd na ukształtowanie terenu) mieszkające w nim siostry byłyby widoczne dla oczu ciekawskich. Akt anulowano, a problem Skałki i jej następców pozostał.
Albertynki, Kanoniczki Ducha Świętego, Skrytki, a nawet Ojcowie Reformaci – to kolejni adresaci starań Mieczysławy. Niestety, albo oni nie byli zainteresowani złożoną im propozycją, albo właścicielka – z sobie znanych powodów – nie dostrzegła w chętnych kontynuatorów zapoczątkowanej przez siebie idei. Lata mijały, Pani ze Skałki podupadała na zdrowiu, lecz jej nadzieje na zasiedlenie nie słabły. Kolejne odmowy tłumaczyła sobie konkretnym planem Bożym, który – wcześniej czy później – Opatrzność jej wyjawi.
Długo wyczekiwane następczynie na Skałce pojawiły się same. Jesienią 1970 roku zaskoczona Mieczysława dostrzegła na drodze białe welony Niepokalanek. Były to s. Ena i s. Reginalda, które od dawnej wychowanki Zakonu dowiedziały się, że Skałka szuka właściciela. Po licznych perypetiach i urzędowych przeszkodach 13 grudnia 1971 roku spłachetek ziemi leżącej u stóp Czerwonej Skały nareszcie przeszedł w ręce Zakonu Sióstr Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryji Panny. Siostry mieszkają tu do dziś, prężnie działają na rzecz lokalnej społeczności, a w prowadzonej przez nie ochronce dursztyńskie dzieci przygotowują się do pełnienia przyszłych obowiązków szkolnych.
Pustelnia Sługi Bożego ks. Franciszka Blachnickiego
W podobnym czasie co Mieczysława Faryniak zawitał do Dursztyna krakowski notariusz Bogusław Pajor. W 1935 roku poza wsią na wzgórzu Honaj wybudował drewniany dom, nazwany później Wichrówką. Willa przetrwała do dziś mimo wojny i tragicznych losów jej mieszkańców. Pajor nie cieszył się długo swoją posiadłością. Już w 1939 roku aresztowało go gestapo, a po kilku miesiącach spędzonych w więzieniu został rozstrzelany w Palmirach pod Warszawą.
Na początku lat 50. XX wieku w posiadanie Wichrówki wszedł niejaki Józef Dunin-Śmiałkowski z Nowego Targu. Niestety, jemu również Wichrówka szczęścia nie dała. W 1970 roku zginął w niej z rąk lokatora – gajowego o nazwisku Zwierzyński. Opustoszałą willę na końcu Dursztyna w 1973 roku nabył ks. Franciszek Blachnicki.
Jako moderator ruchu “Światło – Życie” ks. Blachnicki lubił wędrować po Spiszu i Podhalu. Podczas swoich wypraw szukał dobrych miejsc na rekolekcje oazowe. Znał się już z Siostrami Niepokalankami – rezydentkami Skałki i być może to dzięki nim jego zainteresowanie wzbudził samotny dom na Honaju. Pierwsi oazowicze pojawili się w Wichrówce w 1973 roku. Od tego czasu zbudowana przez Pajora willa stała się zapleczem ruchu oazowego, czyli rekolekcyjnych pobytów organizowanych przez ludzi związanych z ks. Blachnickim.
Jak twierdzi Krystyna Szewc – uczestniczka spotkań w Dursztynie – w ciągu kilkudziesięciu lat oazowych spotkań przez Wichrówkę przewinęło się kilkaset, a może nawet tysiąc osób. W latach 1976 – 1990 Wichrówka pełniła dodatkowo funkcję domu formacyjnego dla Instytutu Niepokalanej Matki Kościoła – żeńskiego instytutu świeckiego na prawie diecezjalnym, także założonego przez ks. Blachnickiego.
Dziś przed drewnianym domem wzniesionym kiedyś przez Pajora stoi tablica z napisem: Pustelnia Sługi Bożego Księdza Franciszka Blachnickiego. Każdy, kto chce na jakiś czas odciąć się od zgiełku codziennego życia, jest tutaj mile widziany. Warunek jest jeden: musi odrzucić radio, TV, laptop, Internet i wszelkie “dobra” nowoczesnego świata.
Dom Dziecka i Siostry Pasterzanki
Kolejną osobą, która odcisnęła ślad na społeczności dursztyńskiej był przybysz z Poznania – Wiesław Nalewajski. Związany z Ruchem “Światło-Życie” od 1976 roku brał udział w rekolekcyjnych spotkaniach w Wichrówce. Podobnie jak jego poprzednicy, on również zachwycił się pięknem okolicy i właśnie tu, w Dursztynie, postanowił zrealizować marzenie swojego życia – zbudować Rodzinny Dom Dziecka.
Aby marzenie to mogło się spełnić, trzeba było zadbać o ważne kwestie. Pierwszą, bardzo oczywistą był zakup odpowiedniego terenu. Leżące obok siedziby Sióstr Niepokalanek działki znakomicie się do tego nadawały. Z jednej strony sąsiadowały ze słynącą z żyjącej tu niegdyś pustelnicy Skałką, a z drugiej roztaczał się z nich piękny widok na okolicę.
W sąsiedztwie z siedzibą Sióstr Niepokalanek Wiesław Nalewajski upatruje konkretne zrządzenie Boże. Jak podkreśla, od dziecka miał szczególne nabożeństwo do Niepokalanej. Wynikało ono po części z tego, że w dniu przyjęcia przez niego I Komunii Św. opiece Matki Bożej ofiarowała go matka, lecz przede wszystkim z wewnętrznej potrzeby płynącej prosto z serca.
Budowa Rodzinnego Domu Dziecka rozpoczęła się w 1998 roku. Budynek stanął na 2 działkach zakupionych od rodowitych dursztynian oraz na niewielkim kawałku ziemi odkupionej od Sióstr Niepokalanek. Fakt, że częścią składową planowanej inwestycji jest ziemia, po której chodziła kiedyś Mieczysława Faryniak, był dla pana Wiesława bardzo ważny.
Finał prac budowlanych miał miejsce w 2000 roku. Wtedy też odbył się odbiór techniczny. Siostry Pasterzanki opiekę nad Rodzinnym Domem Dziecka przejęły w marcu 2007 roku. Wówczas to budynek wraz z gruntem, na którym stoi, umową o dożywocie Wiesław Nalewajski przekazał Zgromadzeniu Służebnic Matki Dobrego Pasterza. Od tego momentu to one sprawują opiekę nad dziećmi.
Pasja, miłość i zaangażowanie
Cztery niebojące się podejmowania nowych wyzwań nietuzinkowe postaci zapoczątkowały w Dursztynie wielkie dzieło Boże. Ojciec Ireneusz Kmiecik jako pierwszy zwrócił uwagę na Dursztyn, a wybudowany przez niego klasztor przetarł szlak innym zgromadzeniom. Faktem jest, że pozbawiona stałej posługi kapłańskiej wioska wyglądałaby mniej atrakcyjnie w oczach pani Mieczysławy, gdyby nie dostęp do kościoła i możliwość stałego przyjmowania sakramentów świętych. Obecność Jezusa Eucharystycznego była jej – jak wiadomo – wielką pociechą w codziennej pracy i długim oczekiwaniu na następczynie, czemu dała wyraz w pisanych przez siebie pamiętnikach.
Czy to dzięki żarliwym modlitwom Skałczańskiej mistyczki pojawiły się w Dursztynie inne osoby konsekrowane, jak ks. Blachnicki czy zaproszone przez Nalewajskiego Pasterzanki? – Nie wiemy! Jedno jest pewne: tchnienie Ducha Świętego i opieka Niepokalanej spoczęły w tym miejscu! Widać je nie tylko w rekolekcjach podejmowanych przez przyjeżdżające tu osoby, lecz przede wszystkim w tym, że w liczącej niewiele ponad 100 numerów miejscowości aż w 5 miejscach obecny jest Najświętszy Sakrament.