Nawiedzenie Ikony Jasnogórskiej – kazanie

Nasza wielkopostna droga ku świętom paschalnym zatrzymuje się dzisiaj przy jasnogórskiej ikonie.

Sporo już o niej wiemy, bo nasza adwentowa droga ku świętom Bożego Wcielenia również była spleciona z tym wizerunkiem Bożej Matki. Chcemy odczytać to jako niezwykły dar Pana Boga z jakim przychodzi do nas w tym roku liturgicznym. Ten czas łaski zaprasza nas także do czegoś ważnego. Maryja Częstochowska mówi bardzo wiele. Ale jakoś szczególnie wiele wypowiada przez swe blizny.

Uderzająca w tym względzie jest myśl abp Adama Szala. Zauważa on, że dzieje poszczególnych sanktuariów maryjnych mogą stanowić piękną ilustrację solidarności Maryi z nami. Wizerunki Niepokalanej były czczone przez rzesze pielgrzymów, ale też doznawały profanacji, a nawet fizycznie były ranione. Tak było choćby w przypadku Obrazu Matki Bożej Jasnogórskiej czy też Matki Miłosierdzia z Ostrej Bramy. Mimo tych bolesnych faktów Maryja trwa wśród nas, będąc jednocześnie zachętą do naszego konsekwentnego opowiadania się po stronie Chrystusa. Maryja trwa pomimo blizn. Maryja wciąż jest z nami pomimo cierpienia, jakiego doznała. Przyznam szczerze, że ta myśl nie daje mi spokoju i mocno we mnie pracuje.

Tej postawy nie da się obejść i jakoś pominąć. Uładzić jakimiś ładnymi słowami. Zinterpretować podniesionym kaznodziejskim głosem. Tej postawie należy się przyjrzeć z ogromnym szacunkiem, w skupieniu umysłu i serca. Z ciszą na ustach. Z modlitwą w dłoni. Maryja trwa pomimo blizn…Gdziekolwiek się znajdziemy, Jej rany nas odnajdują i przenikają. Nie możemy się przed nimi schować. Z daleka Jej twarz wydaje się smutna i ciemna. Im bliżej jednak niej, zaczyna się rozpogadzać i łagodnieć. Ale te Jej blizny zawsze są takie same. Mocne i wyraźne. Blizna nigdy się nie zmienia. Nie podlega przekształceniom. Zawsze jest taka sama. Bardzo konkretna, jak konkretna jest historia, którą opowiada i która za nią stoi. Dziewięć blizn Maryi to znak różnych wydarzeń, jakich doświadczyła. Niektóre są przed nami schowane, znane tylko Jej. Niektóre odsłania Ewangelia. O innych z kolei opowiadają Jej objawienia. Wszystkie jednak spotykają się w tym jednym punkcie, jakim jest Jej wytrwałość. Jestem tu pomimo cierpienia. Mówię o swym cierpieniu, ale nie odchodzę. Pokazuję rany, lecz nie znikam z ich powodu i nie znikam za nimi. Moje blizny są częścią Mnie.

W naszym wielkopostnym zmaganiu ze sobą bardzo potrzebujemy tej Maryjnej lekcji. Spojrzenia na swoje blizny w Maryjnej perspektywie. Poznaję siebie i wypowiadam siebie także poprzez swoje rany. Zarówno te ukryte, jak i te jawne. Te dotykające mego człowieczeństwa i te uderzające moją wiarę. Bo cierpi nie tylko moje ciało, cierpi też moja dusza. Wszystko we mnie jest narażone na profanację, jest podatne na cięcie i spotyka się z mieczem. Maryja Bolesna pragnie pokazać nam swoją stałość i niezłomność wobec tych zranień. Aby one nie były pokusą do ucieczki i dystansu, lecz stawały się miejscem mojego rozwoju. Choć otwierają na zwątpienie i mogą je zrodzić, to paradoksalnie potrafię nadać im sens oraz wypełnić je cierpliwą miłością, cierpliwym dobrem, cierpliwą nadzieją. Wypełnić w nich siebie. Jest to możliwe tylko w jeden sposób. Św. Paweł rozeznaje go w Chrystusie Ukrzyżowanym. Blizny, które noszę to moje znamię przynależności do Jezusa (Ga 6,17). Dla Maryi nie było to łatwe i proste powiązanie. Nie będzie też takie dla nas. Niemniej nie można pominąć tego wymiaru Ewangelii. On wzywa do nawrócenia. Nie przez ukazanie grozy życia, lecz przez zranione miłosierdzie, cierpiącego i cierpliwego pod krzyżem Chrystusa.

Niech Maryja, Czarna Madonna, pomoże nam to zrozumieć i zaakceptować, a Jej przecięta twarz uśmiechnie się do nas.

Zdjęcie: br. Lucjusz Wrotniak OFM