Boże Narodzenie w Dursztynie w 1976 r.

To nic, że zamiecie śnieżne odcięły nas od reszty świata. To nic, że piękne Tatry w mroźnych mgłach były niewidoczne, a skały i skałeczki jakby się pochowały. W kościele są uroczyste nabożeństwa. Ojciec proboszcz w lśniącym ornacie z błyszczącą stułą – dostojny i pobożny pięknie celebruje…

Koło ołtarza, wysokie do sufitu świerki, migają kolorowymi lampkami, a przy szopce u ołtarza Maki Bożej na kościele żłóbek, a w nim mały Pan Jezus wyciąga do wszystkich swe rączki. Na Pasterce byli prawie wszyscy ludzie do Komunii świętej, a organy długo milczące, teraz naprawione, wygrywają kolędy, które zgodnym chórem wszyscy w kościele śpiewają. I mali i duzi, kobiety i mężczyźni nie potrzebują książeczek, umieją wiele z nich na pamięć. Przy żłóbku siostra Aleksandra ustawiła od najmniejszych do starszych dzieci szkolne w szpalery i trzymając świece w ręku, przemawiają one do Bożego Dzieciątka swoja adoracją. Świętami Bożego Narodzenia są opromienione i następne dnie wzniecona tradycja opłatka.

Kuria w Krakowie skierowała pismo do księży proboszczów, aby w swoich parafiach, ożywili tradycje Kościoła w dzieleniu się chlebem. W tym celu mają się ludzie gromadzić na wspólnych spotkaniach, wyciągać do siebie ręce, dzieląc się opłatkiem i składając sobie wzajemne życzenia.

Ojciec Apolinary wziął sobie to polecenie do serca i jako gościnny i bardzo ludziom życzliwy, otwarł drzwi refektarza klasztornego, zapraszając serdecznie parafian na to religijne zebranie. Chodziło mu o to, by każdy mieszkaniec wioski wziął w nich udział, by ludzie zbliżyli się do siebie i miejsce sporów, niezgody i oddalenia zajęła wzajemna życzliwość. Organizowała te imprezy pięknie siostra Aleksandra – Niepokalanka. Układała program, wypełniała go treścią, dobierała ludzi do przemówień, przygotowywała płyty do odegrania i taśmy magnetofonowe, pilnowała przyrządzania przekąsek i sama jeszcze zapraszała i zachęcała ludzi do wzięcia w nich udziału. A było tych spotkań kilka i wszystkie się udały, wszystkie uweseliły obecnych i każdy odszedł do domu w podniosłym i radosnym nastroju.

Zaraz w drugie Święto Bożego Narodzenia miały opłatek Tercjarki. 30 grudnia rodziny młode, 6 stycznia w Trzech Króli rodziny starsze, 9 stycznia był opłatek młodzieżowy, 10 stycznia dla ludzi starszych i tych, którzy na tamte przyjść nie mogli, a 19 stycznia opłatek dzieci szkolnych.

Ludmiła Sowa i jej mąż Jan umieli wypowiedzieć przebieg i wrażenia, które brzmią mile, bo ci ludzie jak i wiele innych, zachowali proste spojrzenie i wdzięcznym sercem przejęli radość, które niosły chwile na Opłatku. Ludmiła była na Opłatku starszych rodzin i tak opowiadała:

Zgromadziło się około 60 osób w klasztorze w refektarzu. Był brat Placyd, siostra Aleksandra, a wszyscy siedzieli przy stołach w ciasnej i jasno oświetlonej sali, gdzie było i drzewko błyszcząco ustrojone.

Najprzód siostra Aleksandra przyprowadziła dzieci szkolne, które śpiewały kolędy i deklamowały wiersze, a ludzie słuchali. Potem gospodarz, ten Walek od Symka, odczytał ustęp z Ewangelii “nie było miejsca w Betlejem i Matka Najświętsza owinęła Dzieciątko w pieluszki i ułożyła je w żłobie”. Jak on skończył czytać to drugi gazda, Jaś od Paluska z Dzielnicy wstał i wypowiedział księdzu i bratu życzenia. Mówił ojcu, by Bóg błogosławił wszystkim dziełom jego miłości i wszystkim dobrym czynom. I kochanemu cichemu i posłusznemu bratu też ten Jaś życzył.

Ojciec przemówił do ludzi, przywitał gości i mówił, że cieszy się, że przybyli, bo takiej uroczystości jeszcze w Dursztynie nie było. Dawni chrześcijanie tak się gromadzili, łamali się chlebem bo kochali się wzajemnie. I my chcemy się też kochać się wzajemnie i dzielić się opłatkiem. Powiedział na końcu, byśmy śpiewali dużo kolęd, aby to było święte zebranie.

Po tym przemówieniu wszyscy zmówili pacierz, a potem był wielki ruch. Ludzie ruszyli z opłatkami z miejsca i składali sobie życzenia. Każdy podchodził do każdego człowieka i łamał się z nim opłatkiem, a także siostra – tak że nikogo nie ominęła.

Po tej gwarni, gdy się wszyscy ułożyli na miejsca, była podana herbata, kanapki i ciasta, a przytem rozmawiał sąsiad i sąsiadka ze sąsiadami i było wesoło. Po posiłku rozśpiewali się ludzie i wyśpiewali syćkie znane kolędy aż hucało. Po kolędach nastąpiła pastorałka. Ją to Ludmiła Sowa zapamiętała od lat dziewczęcych, choć ma teraz już najstarszą córkę w wieku lat czterdziestu. Ona ją zaintonowała, wtórował jej mąż i wielu ludzi. Ale co zwrotka, to ich mniej śpiewało, więc sama Ludmiła całą dokończyła. Ta pastorałka prosta została jej w pamięci nieskażonej i niezmąconej telewizją czy innymi modnymi wrażeniami. Proszę wczytać się w jej treść, a serce uraduje i przeniesie nas w zupełnie inny świat ducha:

Pastuszkowie, Bracia mili – gdzie żeście wy wtenczas byli?

Po podlesiu na dolinie stanęliśmy w tej krzewinie, pasąc owieczki.

Gdy północ nastąpiła, – Jasność z nieba uderzyła,

Że pasterze zaspali – na gwałt się spoporwali – co się dzieje?!

Cicho Bracia cóż się dzieje – Jasiek płacze, Grześ się śmieje,

Kuba wyskoczył na budę, – i stracił Walkowi dudę – aż na ziemię

Walek co wlazł na bruk siana, rozumiał że widok z rana,

Jak skoczył od samej strzechy, narobił wszystkim uciechy, – sobie płaczu.

O jakże mnie noga boli, chociem leciał tak powoli

Rozumiałem że mam skrzydła, a ja jeszcze tu u bydła – z pastuszkami.

Maciek mówi nic to Bracie, – Jeszcze stóg nie zleciał na cię.

Jeśliś chory leczże nogę, bo dziś wychodzimy w drogę – do Betlejem.

Trzeba wziąć garnek w kobiele, bo dwa posty przed niedzielę

Osełkę masła młodego, i dzbanek mleka słodkiego na te drogę.

Kukiełkę i dwoje sera, nie będzie to dla nas siła

Więcej nam Pan JEZUS daje, gdy się dla nas Człekiem staje – Bóg prawdziwy.

Pójdźmy teraz w Imię Pańskie – otworzą nam wrota rajskie

Przez Narodzenie Jezusa, będzie w niebie nasza dusza – królowała.

A później przeczytała siostra Aleksandra piękne czytanie o starym pasterzu, co miał twarde nieużyte serce, jak się mu litość w nim ruszyła nad Dzieciątkiem, co zimę w stajni cierpiało, wyjął zza pazuchy wyprawioną jagnięca skórkę i dał ją Józefowi, by położył na Dziecię, aby go ogrzała. Choć przedtem nic nie rozumiał i nie widział, teraz ujrzał nad strzechą Aniołów, usłyszał ich melodyje i pojął, kim jest to Dziecię. Tak za ten jeden uczynek Pan Bóg przemienił mu serce. O jak dobry jest Pan Bóg!

Aby się ludzie jeszcze bardziej rozweselili wybrała siostra czterech chłopów. A to: Dominika od Bliźnioka, Jasia od Paluska, tego Walka od Symka i Franka od Kulawki – samych ważnych gospodarzy i powiedziała im, by zaśpiewali parę tutejszych góralskich pieśni. Najładniej to wyciągnął nutę Dominik od Bliźnioka, a i Walek os Symka po lekku dobrze śpiewa, a Jaś od Paluska głośno wywodzi. Śpiewali choć co, ale najładniej to wyciągnął nutę ten od Bliźnika, bo ze serca śpiewał “Góralu, czy ci nie żal”. Franek od Kulawki ani nie pisnął, bo siostra nie wiedziała, że on nie ma nuty, za to plecie mocne koszyki z jałowca. Siedział przy chłopach, bo był wybrany i było ich czterech, ale jacy trzech śpiewało.

Tak my się wszyscy ubawili, uradowali. Ojciec podziękował za przybycie, razem my się pomodlili i zaśpiewali do Dzieciątka tę kolędę “Podnieś rączkę Boże Dziecię” i poszli my do domów.

Było ładnie mówili ludzie, którzy nie umieli tak jak Ludmiła z końca i z kraja wszystko opowiedzieć, ale wynieśli to co przeżyli w sercu zachowane.

Bo człowiek sieje, Matka Niepokalana się wstawia, a DUCH Święty wzrost wszelkiemu Dobru daje. Chodzi o to przecież, by Bóg wzrastał, a myśmy się uniżali!

Mieczysława Faryniak

Pisałam na chwałę Dzieciątka Jezus

Dursztyn 24 stycznia 1977 r.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*


8 + 7 =