Daria przyniosła ozdobną trawę, Alicja i Szczepan bukszpan. Ania i Magda bibułowe kwiatki. A ciocia… pomysł na całość 😉
W zeszłym roku na tapecie były jajka. W tym poniekąd też. Ale już krótko po ostatkach zaczęliśmy produkować kwiatki. Pomysł zaczerpnęłam z Internetu (Dzięki Ci, Boże, za blogi 😉 ). Chodziło o to, by były różnorodne, a przy tym niezbyt skomplikowane i łatwe dla dzieci.
Początkowy zapał do ich tworzenia przeszedł u młodych w małe zniechęcenie. – Ciociu, ile ty tego robisz i po co? – pytali co poniektórzy. Tłumaczyłam więc cierpliwie, że to część składowa palm wielkanocnych, które wkrótce będziemy robić. I jeśli się przyłożą, dostaną taką na własność.
Kilka dni temu rozesłałam towarzystwo na łowy. Jedni mieli przynieść bazie, inni bukszpan, a my z Darią poszłyśmy w stronę Wichrówki po specjalną, rosnącą tam trawę. Wiechcie tej trawy miały posłużyć za pióropusze naszych palm. Potem była jeszcze akcja przycinania i farbowania końców. Żeby było niedrogo, użyliśmy barwników do jajek. I powiem, że wyszło całkiem niegłupio!
W międzyczasie pani sołtys zapytała, czy moglibyśmy przygotować stroik wielkanocny na planowane zebranie wiejskie. Stanęło na tym, że wykonamy go z “darów natury”. Bazie mieliśmy, bukszpan też, ale “zieleniny” ciągle nam było jakoś za mało. Zaordynowałam więc pospolite ruszenie na… tuje! Ale spokojnie! Nie na dziko! Grzecznie poprosiliśmy 😉
I tak nam to wszystko, mniej więcej, wyszło. Stroik gotowy. Kilka palm też. A resztę to się jeszcze “dobroi” 😉