VIII Niedziela zwykła – homilia

Dzisiejszy dzień w Kościołach Wschodnich to seropustna niedziela. Poprzedzała ją niedziela mięsopustna. My z kolei jesteśmy po tłustym czwartku.

Trudno powiedzieć, który smak jest cięższy: mięsny, nabiałowy czy pączkowy. Pewne jest natomiast jedno. Dla wszystkich chrześcijan zbliża się Wielki Post – czas przenoszenia akcentu z tego, co mają – na Tego, od którego są.

W kolejnej odsłonie Jezusowego Kazania na Górze bardzo wyraźnie wybrzmiewa niewiarygodna hojność Pana Boga. W Jego dziwnej matematyce czołowe miejsce zajmuje dodawanie i mnożenie. Suma i iloczyn wyznaczają kierunek całej Ewangelii. Jest to widoczne nawet w świecie fauny i flory. Wystrojona ziemia zachwyca niejednego, a już wkrótce chochołowskie krokusy ściągną do siebie tysięczne tłumy. Jezus jednak zauważa, że te dywany są niczym w porównaniu z pięknem człowieka, który w swym życiu przede wszystkim troszczy się o Pana Boga. Tak ulokowana wiara poprowadzi do nadziei, że Pan Bóg zatroszczy się o mnie. Skoro pamięta o krokusach, to nie może przecież nie pamiętać o mnie. Tyle tylko, że człowiekowi wydaje się to nierozumnym równaniem. Boska matematyka spotyka się z ludzką, w której prym wiodą odejmowanie i dzielenie. Różnica i iloraz prowadzą do podziałów na tych lepszych i gorszych. Suma przegrywa z różnicą, a iloczyn z ilorazem. Innymi słowy, to kim jestem – jaki jestem – czym jestem, czyli cała moja osoba, kapituluje z tym, co mnie odróżnia od innych. A zazwyczaj odróżnia mnie coś lepszego. Jestem lepszy, nie gorszy. W ten sposób przychód odnotowuje moje ego, w którym nie ma miejsca na wspólnotę. Jest tylko moja zasługa, mój zysk, moja praca, moje pomysły, moje zdolności.

Taka pułapka zaimków dzierżawczych dokucza każdemu z nas i potrafi skutecznie zatruć życie niejednego domu. Jezus podpowiada, że wpadamy w nią z powodu zbytniej koncentracji na sprawach codziennych. Nie mówi, że niepotrzebnej, ale zbytniej. Moja troska o stół i szafę jest mi potrzebna, ale nie może być przesadna. Moja troska o Pana Boga jest mi bardzo potrzebna, ale także nie może być przesadna, bo zaniedbam swoją spiżarnię i garderobę. Prawidłowość tę zrozumiał św. Jakub i scharakteryzował ją dobitnym przykładem: Jeśli brat lub siostra nie mają odzienia lub brak im codziennego chleba, a ktoś z was powie im: idźcie w pokoju, ogrzejcie się i najedzcie od syta – a nie dacie im tego, czego koniecznie potrzebują dla ciała – to na co się to przyda? (Jk 2,15-16).

Pan Bóg nie lubi takiej sloganowej wiary, która tylko ociera się o życie. Nie lubi też życia, w którym On sam staje się wytartym, martwym sloganem. Ale z pewnością lubi, gdy Jego matematyka miłości tętni w naszych codziennych sprawach. Gdy dodawanie i mnożenie dobra staje się naszym liczydłem i modlitwą. Bo gdy ktoś chce wziąć twoją szatę, odstępujesz mu i płaszcz! A jeśli zmusza cię, żeby iść z nim tysiąc kroków, idziesz z nim dwa tysiące! (Mt 5, 40-41). Takie dodawanie i mnożenie miłości jest cechą Pana Boga oraz czytelnym znakiem Jego Kościoła, o który sam zaczynam się troszczyć. Gdy św. Paweł dostrzegł to u Tesaloniczan, pobłogosławił im w imię tej Bożej hojności: Niech Pan pomnoży liczbę waszą i niech spotęguje waszą wzajemną miłość dla wszystkich (1 Tes 3,12). Jeśli staję się twórczym biznesmenem wiary, Pan Bóg zawsze to doceni w nieprzeliczony sposób. Bo tylko On zna moje jutro. Moim zadaniem jest tylko poznać swoje dziś i je rozwinąć.

Chrześcijanie w symboliczny sposób zamykają dziś swoje lodówki. Przywołane Kościoły Wschodnie, oprócz tego, wspominają dziś także moment wygnania Adama z raju, który przekraczając Bożą prośbę i zjadając owoc zakazany, zlekceważył post. W tym kontekście Liturgia Słowa zaprasza nas dzisiaj do jednego pytania. Co jest wartością dodaną, a co pożądaną w moim życiu? Niech to będzie pytanie otwarcia na tegoroczny Wielki Post. I niech nas przeprowadzi przez tę wspólną Eucharystię. Byśmy już dziś mogli doświadczyć, że Pan Bóg pomnożył moc naszej duszy (Ps 138,3).