Kapliczka Matki Bożej – ludowa opowieść

Są takie miejsca na Spiszu, które mają własną, fascynującą historię. Miejsca, o których pamięć przetrwała do dziś. Rozrzucone gdzieniegdzie, przeważnie poza regularną zabudową wioski, emanują tajemniczym, pociągającym pięknem.

Utarło się przekonanie, że duszy zbyt szybko wyrwanej z ziemskiego padołu trudno jest przejść na drugą stronę. Błąka się więc po świecie, dając znać o swoim istnieniu. Pojawia się zwłaszcza tam, gdzie zastała ją nagła, gwałtowna śmierć, próbując nawiązać kontakt z przypadkowymi przechodniami.

Niedaleko wzgórza Grandeus, na polnej drodze prowadzącej czerwonym szlakiem z Dursztyna do Łapsz Wyżnych, stoi samotne, oddalone od lasu drzewo. Kiedy przyjrzeć się mu bliżej, dostrzec można zawieszoną na jego pniu kapliczkę.  Wyryty na niej napis zadaje przechodzącemu obok ważne, eschatologiczne pytanie:

Dokąd idziesz człowieku?

Krążą o tym miejscu różne opowieści. Według znajdującej się tam tablicy informacyjnej z aplikacjami komórkowymi do zeskanowania, zamarzła tu wędrująca z Łapsz do Dursztyna kobieta niosąca na rękach niemowlę. Ile w tym prawdy – trudno dociec. Podobną historię ludzie opowiadają o krzyżu stojącym na Furmańcu, przy drodze łączącej Krempachy z Dursztynem.

Czy była to zatem jedna i ta sama kobieta, której zgon pamięć ludzka umiejscowiła w dwóch różnych miejscach, czy też zdarzyły się dwie podobne śmierci? Tego już nie dojdziemy. Warto jednakże przyjrzeć się bliżej przekazom ustnym, dotyczącym położonej na uboczu kapliczki, nadal żywym wśród mieszkańców Dursztyna. Zagadnięta o to miejsce Weronika Sołtys opowiada taką historię:

Tak, godali ludzie, ze tam, w tym miejscu strasyło i wodziyło ludzi. Jo tam nie wiym, cy zamarzła tam jakosi baba cy nie, ale wiym, co opowiadoł mi moj dziadek. Ftoregosik roku wybroł sie on i ftosi jesce, ale nie wiym fto, na odpust do Łops Wyźniyf. Kie sie wracali z powrotym, uwidzieli tam jakomsi ubranom na bioło paniom. Ona kiwała na niyf rynkom i wołała: “przyćcie tu przyćcie!” Dziadek i tyn drugi co z niym był, straśnie sie wystrochali, bo nie wiedzieli fto to jest. Nie było takiyj pani w Dursztynie. Zacyli uciekać, ale nijak nie mogli stamtond wyjść. Nagle ani sie nie spostrzegli jak i kiedy dostali sie na Dursztynek. A jak copki z głowy pościągali, to jym włosy dymba stoły ze strachu. 

Nieco inną wersję straszenia w miejscu pod Grandeusem przedstawia Anna Hornik, która wspomina jeden szczególny dzień:

Downiyj, jak jesce drog dobryf nie było i aut tys nie było, dzielyli sie gospodarze obowiązkiym wozenia ksiyndza koniami tam dzie fcioł. Przysła tys kolyj na jednego chłopa. Trzeba było zawiyźć ksiyndza na odpust do Wyśniyf Łops. W tamtom strone zajechoł scynśliwie, ale jak przysło sie wracać do domu, stało sie cosik dziwnego. Zaprzyngniynty do wozu koń zacoł jeździć w kołko i nijak nie sło go naprostować, a przecies do domu jus było blisko. Chłop sie straśnie wystrasoł i zacoł krzyceć, Dar sie tak głośno, za az go było słychać w dziedzinie. Pryndko chłopi polecieli ratować biydoka. Dopiero jak tam przyśli, dało sie z koniym poradzić. Co tam tego konia wodziyło dokoła, do dziś nie wiyme

Inny, nieżyjący już świadek opowiadał, jak któregoś dnia późnym wieczorem wracał tamtędy do domu. Zmęczył się drogą, więc przysiadł na chwilę, żeby odpocząć. Nagle poczuł, że ktoś usiadł obok niego. Kiedy się odwrócił, zobaczył czyjąś postać. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że niespodziewany towarzysz czy towarzyszka podróży był bez głowy.

Dopiero kiedy w nawiedzonym miejscu ufundowano kapliczkę pod wezwaniem św. Jana strachy ustały. Z czasem zmieniono patrona kapliczki na Matkę Bożą, ponieważ ktoś niepowołany zainteresował się figurą świętego. I tu najważniejsze pytanie: Czy można dać wiarę tym opowieściom? Ile w nich prawdy, a ile nadinterpretacji pewnych zdarzeń?  Faktem jest, że zniekształcone przekazywaniem z ust do ust lub urozmaicone wybujałą fantazją opowiadającego z czasem obrosły w różne nadprzyrodzone elementy. Nie zmienia to jednak faktu, że stanowią fascynujący pomost łączący czasy współczesne z dawno minioną przeszłością.

Nie dalej jak latem 2014 roku u stóp kapliczki zobaczyć można było masę rozsypanych na trawie czerwonych, dziewczęcych bucików. Wszystkie jednego wzoru, lecz różnych rozmiarów. W chwili robienia poniższych zdjęć leżał tam tylko jeden. Skąd wzięły się te buciki i dlaczego znalazły się w tym właśnie miejscu? Lub inne pytanie: co stało się z pozostałymi? Czyżby kolejna tajemnica nawiedzonego miejsca?