Miłość miłosierna – kazanie na rocznicę śmierci Pani ze Skałki

W kościele francuskim św. Ludwika w Rzymie znajduje się piękny obraz artysty Caravaggia przedstawiający „Powołanie św. Mateusza”. Anioł pod postacią przybysza z dalekich stron, prosty człowiek w skromnym ubraniu stoi w mroku izby i palcem wskazuje na Mateusza, siedzącego za stołem w towarzystwie kilku celników. Mateusz jeszcze przed chwilą zajęty był rozmową z towarzyszami, lecz teraz już wie, co oznacza ten pozornie łagodny gest dłoni przybysza. Mateusz więc z udanym zdziwieniem przyłożył palec do piersi i pyta przybysza – ja? A może mój sąsiad dostąpił łaski wybraństwa?

  1. Obraz ten jest artystyczną wizją tego, co przedstawia odczytana przed chwilą Ewangelia święta. „Jezus wychodząc z Kafarnaum, ujrzał człowieka imieniem Mateusz, siedzącego w komorze celnej” – czytamy. Mateusz pracował jako poborca podatków. Umiał pisać i liczyć, co wtedy nie było zdolnością powszechną. Księgował przychody, wypisywał monotonne słupki: imię, nazwisko, winien. Przeliczał kasę. Jako urzędnik okupanta rzymskiego nie cieszył się dobrą opinią, nie był lubiany. Był traktowany jako publiczny grzesznik, od którego trzeba było trzymać się z daleka.

„Jezus ujrzał człowieka” – pisze Ewangelista. Mateusz siedzący w komorze celnej doświadczał beznadziei. Myślał, że już nic dobrego w życiu go nie spotka, że do końca będzie trwał w ciemności grzechu. Lecz oto pewnego dnia stanął przed nim Bóg-Człowiek, Jezus z Nazaretu i spojrzał na niego. Co takiego zobaczył Mateusz w spojrzeniu Jezusa? Zobaczył miłosierdzie, miłość miłosierną, która nie potępia, nie odrzuca, nie osądza. Miłość miłosierną, która dźwiga z ciemności grzechu, rozświetla i ogrzewa serce. Wystarczyły więc krótkie trzy słowa Jezusa: „Pójdź za Mną. A on wstał i poszedł za Nim” – kontynuuje Ewangelia.

Czy to możliwe? Tak po prostu zostawić wszystko, intratną posadę i pójść w siną dal za Nieznajomym? Może on już trochę znał Jezusa, może słuchał Jego nauki, może ta decyzja dojrzewała w nim od jakiegoś czasu. A może narastała w nim niechęć do samego siebie, do swojej komory celnej, która stawała się klatką, w której dusił się coraz bardziej? I stąd ta nagła i odważna decyzja? Podjął ją z radością. Wstał i poszedł za tą miłością, która nie brzydzi się nawet największym grzesznikiem i w każdym widzi człowieka stworzonego na podobieństwo Boga; poszedł za miłością miłosierną.

Mateusz chciał okazać wdzięczność Jezusowi i urządził dla Niego, Jego uczniów i swoich przyjaciół ucztę. Faryzeusze się gorszyli. Pytali uczniów Jezusa: „Dlaczego jecie i pijecie z celnikami i grzesznikami?”. Bycie celnikiem było równoznaczne z byciem grzesznikiem. Ten zawód bowiem przynosił nadmierne i często niegodziwe zyski i był wyrazem współpracy z okupantem, czyli wrogiem kraju. Na stawiany zarzut Jezus odpowiedział faryzeuszom tymi słowami: „Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników”.

Jezus pragnie ofiarować zbawienie wszystkim ludziom. Jego misja jest powszechna. On przyszedł do wszystkich, gdyż wszyscy jesteśmy grzesznikami. Wszyscy potrzebujemy Bożego miłosierdzia. Przychodzi więc Jezus, patrzy z miłością, wskazuje coś więcej, inną rzeczywistość, daje poznać, że prawdziwe szczęście i radość są tylko w kroczeniu za Nim i naśladowaniu Go. On zawsze patrzy na nas z miłością, ale my nie zawsze o tym pamiętamy. On zawsze jest blisko nas, szczególnie w trudnych chwilach, niezależnie od tego, jak wielki byłby nasz grzech, jak wielka byłaby nasza nędza duchowa.

Mateusz podniósł tylko na chwilę wzrok znad swoich papierów i pieniędzy i ujrzał spojrzenie Jezusa. Jedno jedyne spojrzenie wystarczyło. To był niezwykły dotyk łaski Bożej, początek nowego życia. Stał się jednym z 12-tu apostołów. Napisał Ewangelię niosącą życie i stał się głosicielem miłości miłosiernej.

  1. Jesteśmy w miejscu szczególnym. Jest to niewątpliwie piękne miejsce ze wspaniałymi widokami na góry, doliny i na ten podtatrzański krajobraz. Śp. Mieczysława kochała góry. W młodzieńczych latach często odbywała górskie wycieczki. Była w ogóle wrażliwa na piękno. Umiała je dostrzec, cieszyć się nim i je podziwiać. Przyroda ją zachwycała, bo widziała w niej odbicie piękna Boga Stworzyciela. Świadczą o tym wiersze, które pisała.

Zanim Pani Mieczysława przybyła do Dursztyna, dokonał się w jej życiu głęboki przełom duchowy. Czuła się samotna, zagubiona. Nie widziała sensu życia. Ale w pewnym momencie doświadczyła dotyku łaski Boga, Jego miłosiernej miłości, doznała „błogiego tchnienia Tego, który jest nazywany Pocieszycielem, Przyjacielem, Słodką Ochłodą” – jak pisze we wspomnieniach. I tak stopniowo z przeciętnej, niezbyt zaangażowanej w życie religijne stała się gorliwą chrześcijanką. Odnalazła sens życia. W konsekwencji tego zdecydowała się oddać całe swoje dalsze życie Bogu. Na wzór Abrahama – o którym mówi św. Paweł w dzisiejszym drugim czytaniu liturgicznym – zawierzyła bezwarunkowo Bogu. Opuściła swoje miasto, rodzinny dom, przyjaciół, zapewnioną dobrą rentą dostatnią przyszłość i przybyła z Bielska do Dursztyna, wtedy malutkiej, ubogiej, odciętej od świata wioski na polskim Spiszu. Było to w 1935 r. Miała wówczas 32 lata. Wybrała właśnie miejsce pod Czerwoną Skałą i tu zamieszkała w zbudowanej przez nią, podszytej wiatrem chatce. I tutaj przez blisko 50 lat wiodła heroiczne życie chrześcijańskie, bardzo ubogie, oddane bez reszty Bogu i służbie bliźnim. Nadała temu miejscu jeszcze inne piękno. Uświęciła je swoją modlitwą, wysławianiem Boga, pokutą, apostolstwem, cierpieniem, zmaganiem się z różnymi przeciwnościami i własnymi słabościami, ale też zawsze w pełnej gotowości służenia mieszkańcom. Nigdy nie zniechęciła się rozlicznymi trudnościami, niezrozumieniem, często niewdzięcznością, lecz skutecznie realizowała swoje zadanie, swoją misję otrzymaną od Boga, bo tak rozumiała swoje życie w Dursztynie. Jej miłość do Boga i ludzi nie była „podobna do chmur o świtaniu albo do rosy, która prędko znika”, jak prorok Ozeasz zarzucał swoim współczesnym Izraelitom. Tutaj konsekwentnie z Bożą pomocą dążyła do świętości. Stąd jej przykład promieniował na całą okolicę. Osoba, która dobrze ją znała, powiedziała publicznie na jej pogrzebie: „jeśli ona nie jest świętą, to nie ma świętych”.

  1. Bł. Kard. Stefan Wyszyński opowiadał:

Na Jasną Górę przyszedł kiedyś pewien mężczyzna i poprosił o spowiedź, po dwudziestu latach. Co się stało, że właśnie dziś postanowiłeś się wyspowiadać – pyta spowiednik. Jechałem w jednym przedziale w pociągu z młodą dziewczyną. Otaksowałem ją oczami jak wszystkie inne kobiety. Czytała książkę, raz popatrzyła na mnie. Wysiadając, jeszcze raz podniosła oczy. I więcej nic. Nie powiedziała ani słowa. I nagle poczułem się taki brudny, taki strasznie zły, że wysiadłem z pociągu i przyszedłem tutaj. Proszę mi pomóc, ojcze, dobrze się wyspowiadać, bo sam pewnie nie potrafię.

Wewnętrzna czystość, niewinność owej dziewczyny poruszyła tego mężczyznę. Musiało być coś niezwykłego w jej oczach. Wobec niej poczuł się on bardzo grzeszny. To nie dawało mu spokoju i postanowił od razu po podróży pójść do kościoła, do spowiedzi, do której nie przystępował przez długie lata. Dobry przykład pociągu ku dobremu.

  1. Krystyna Szewc, która znała Panią Mieczysławę i miała z nią częsty kontakt, tak pisze o niej:

„Zwracały jej uwagę oczy: duże, przenikliwe o dość mocnym spojrzeniu. W tym jej wzroku przejawiała się silna osobowość. Głos miała bardzo miły, kobiecy, śpiewny wręcz. Mówiła ciepło, barwnie, jakby błagalnie. Była zafascynowana ludźmi, dla Niej każdy człowiek był kimś ciekawym, odnosiła się z szacunkiem do osób o wiele od siebie młodszych, a także do dzieci, które bardzo kochała z wzajemnością. Każdy człowiek był dla niej kimś wyjątkowym… z wielką radością witała odwiedzających ją ludzi… Uwielbiała pocieszać, radzić, podnosić na duchu. Miała szczególny dar rozeznawania potrzeb człowieka”.

Przykład św. Mateusza uczy nas, jak ważnym jest poddać się Bożemu prowadzeniu, złożyć swoje życie w Jego ręce. Zachowywać Bożą naukę. Wiara nie jest podążaniem za jakąś ideologią, światopoglądem, bliżej nieokreśloną wizją świata. Lecz jest przede wszystkim wędrowaniem przez życie za Chrystusem. Trzeba Jemu zaufać. On jest Drogą, Prawdą i Życiem. Miłosierne spojrzenie Boga towarzyszy nieustannie każdemu z nas. W pieśni „Wszystkie nasze dzienne sprawy” śpiewamy: „Twoje oczy obrócone, dzień i noc patrzą w tę stronę, gdzie niedołężność człowieka Twojego ratunku czeka”.

Śp. Pani Mieczysława, podobnie jak św. Mateusz z dzisiejszej Ewangelii, doświadczyła Bożej miłości miłosiernej, zachwyciła się nią i jak on nie zatrzymała jej dla siebie, lecz stała się jej apostołką. Ta miłość całkowicie odmieniła jej życie, Mówiła o niej. Dawała jej świadectwo swoim życiem i pragnęła otwierać na nią wszystkich, wśród których żyła i z którymi się spotykała. Tę miłość czerpała nieustannie przede wszystkim przez przyjmowanie z żywą wiarą Chrystusa w Komunii św. „Codzienna Komunia św. – pisze ona – dawała mi moc, jak zastrzyk zasilający, który jedynie trzymał mnie przy życiu, w trudach, nad moje chore, wyczerpane serce i siły”.

Ona zawsze pamiętała o słowach Pana Jezusa: „Beze mnie nic nie możecie uczynić”.

                                                                       Dursztyn, 11 czerwca 2023

o. Wacław Michalczyk OFM

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*


12 − dziesięć =